P
|
odenerwowany Tom Kaulitz
spoglądał na klaszczący tłum. Wszyscy wokół mieli uśmiechnięte twarze, jednak
nie kryli również zdziwienia patrząc na jego nietypowy strój. Czerwona lampka
umieszczona nad wejściem głównym nadal świeciła i piszczała jak oszalała, co
jego zaczynało doprowadzać do szału. Niech to już się zamknie, myślał
rozzłoszczony.
— Gratulujemy!
— zawołał radośnie niski, tęgi mężczyzna, przecierając swoje spocone czoło
chusteczką wykonaną z materiału. — Jestem Viktor Rockermann, właściciel tej restauracji
i jest mi niezmiernie miło ogłosić, że…
Tom szybko
przerwał jego paplaninę, zatykając dłonią jego usta. Pochylił się nad jego
uchem i syknął:
— To ja, ty
zidiociały kretynie, Tom!
Tom odsunął
swoją twarz od tej należącej do właściciela restauracji, pragnąc, by nigdy w
życiu nie czuł tak obrzydliwego smrodu, jaki wydzielało jego ciało. Mimo to
uśmiechał się złośliwie patrząc, jak uśmiech Rockermanna błyskawicznie znika.
Również kolor na twarzy szybko ulegał zmianom: najpierw była ona nieco blada, potem
czerwona, aż w końcu wręcz purpurowa. Tom bez żadnych trudów wyobraził sobie
parę buchającą z jego sterczących uszu. Jednak, gdy jego wargi zaczęły
niebezpiecznie drgać, na wszelki wypadek odsunął się o krok do tyłu.
— O! — zawołał
radośnie Kaulitz, celowo pogrubiając nieco swój głos — to co macie mi do
zaoferowania? Już drugi raz w ciągu czterech, może pięciu miesięcy jestem
wylosowanym klientem. Który to dziś numerek? Setny? Tysięczny?
— Wyjdź —
wysyczał nerwowo. — Wyjdź stąd!
Ten jednak nie
zamierzał się ruszyć ani o krok. Przyszedł tu, gdyż miał swój cel i nie wyjdzie
stąd, dopóki wszystkiego nie załatwi.
— Niech się
pan tak nie denerwuje — powiedział, objąwszy go ramieniem. — Niech zaprowadzi
pan nas w jakieś bardziej ustronne miejsce, a tam wszystko załatwimy i obiecuję
panu, że długo tu nie zabawię — nie przepadam za tym miejscem, no a pan za mną.
Rockermann
warknął jeszcze raz, po czym machnął ręką do kelnerów, by odeszli i zajęli się
zwykłymi czynnościami, a sam zaprowadził swojego, jakże niechcianego, gościa na
górę. Gdy zamknął za sobą szklane drzwi, hałas natychmiast ustał, choć i tu
dało się słyszeć cichy szmer rozmów gości zaproszonych do loży. Niestety żaden
ze stolików nie był wolny.
— Po…poczekaj —
wyjąkał. — Pójdę po kluczę do gabinetu, tam porozmawiamy. — I w następnej
chwili już go nie było. Oparł się więc o szybę, wsłuchując się z nudów w
rozmowę dwóch młodych dziewczyn — jedna z nich — ta, która rozmawiała przez
telefon, miała długie, falowane, czarne włosy. Zaciekawiony przybliżył się
jeszcze odrobinkę bliżej.
— …to mus.
Dobra, zaraz będę. Ale… ale… nie! Mnie w to nie mieszaj, sami sobie radźcie, ja
tylko wam powiem, co lepiej wybrać i wracam. No… no dobra, cześć — zakończyła
rozmowę telefoniczną Hekate, po czym, z ponurą miną, zwróciła się do
przyjaciółki. — Taya, kochana, wiesz, ja muszę na chwilę wyjść. — Widząc jednak
jej przerażony wyraz twarzy, natychmiast zaczęła ją pocieszać. — Spokojnie, to
zajmie mi najwyżej piętnaście minut. Nie więcej, przysięgam. Czekaj tu na mnie
i nigdzie nie odchodź, dobra?
Białowłosa
pokiwała nieznacznie głową.
— Dobra, to ja
zaraz wracam! — zawołała, kierując się w biegu w stronę wyjścia.
Zesztywniała
ze strachu Taya ułożyła łokcie na stoliku, zakrywając dłońmi twarz. Westchnęła
ciężko. Co ona miała tu robić? Czekać bezczynnie? Poza tym znała doskonale
swoją przyjaciółkę — mówiąc, że wróci za piętnaście minut równie dobrze mogłoby
być to minut trzydzieści. Albo i nawet więcej. A ona naprawdę nie miała obecnie
czasu na błahostki. Zaczynała mieć coraz więcej wątpliwości — czy dobrze
zrobiła, przeprowadzając się tutaj? Chyba powinna była to przemyśleć raz
jeszcze, znacznie dokładniej.
Podniosła
głowę, trąc oczy. Tuż obok niej stał wysoki mężczyzna o niemalże całkowicie
zamaskowanej twarzy. Chociaż na nosie nosił ogromne, ciemne okulary,
podejrzewała, że ją obserwował. Nie podobało jej się to ani trochę. Spuściła
więc wzrok, bawiąc się białą serwetką.
Wtem ktoś
wszedł do loży, hałaśliwie zamykając za sobą drzwi. Był to wcześniej już widziany
właściciel restauracji, który wyraźnie był wzburzony.
— Ty! —
warknął, wskazując na zamaskowanego mężczyznę swoim grubym paluchem. — Ty sobie
jeszcze tu poczekasz!
Jako, że każdy
z przebywających tam gości zwrócił na niego wzrok, natychmiast przywołał się do
porządku, podszedł do niego i wyszeptał coś, co niestety udało się Tayi
usłyszeć:
— Nie mogę
znaleźć kluczy, a tutaj o tym nie zamierzam rozmawiać. Poczekaj tu chwilę. — I
zniknął, zbiegając schodami na dół.
Ten tylko
zachichotał, a nastopnie skierował wzrok na Białowłosą. Ta, wcześniej przyglądając
się chłopakowi, szybko spuściła głowę, błądząc wzrokiem po nadal pustym
talerzu. Wiedziała, że nie uszło mu to uwadze i miała rację. Bowiem podszedł on
bliżej i zapytał, czy może się dosiąść. Taya to słyszała, ale nie rozumiała.
Słyszała, ale nie rozumiała… potrafiła tylko wpatrywać się w niego przerażonymi
oczyma.
Zareagowała
dopiero wtedy, gdy zaczął machać ręką przed jej twarzą.
— Mogę? —
zapytał jeszcze raz.
Tym razem
dziewczyna zmarszczyła brwi, lecz po chwili oprzytomniała i uśmiechnęła się
grzecznie.
— Ależ
oczywiście.
— Jestem Tom —
przedstawił się Kaulitz, podając rękę dziewczynie, która, z pewnym zawahaniem,
ją uścisnęła. Nadal nie mogła spojrzeć mu w oczy. Nieśmiała, pomyślał. Ucieszył
się więc jeszcze bardziej. Była naprawdę śliczna, szybko ją zdobędzie. Ale czy
wobec tego będzie się mógł z nią jakoś dłużej zabawić? Postanowił jednak, że o
to zacznie się martwić później.
— Taya —
wymruczała cichutko.
Tom podniósł
wysoko brwi. Było to interesujące, raczej mało używane, imię. Robiło się coraz
ciekawiej. Ale musiał jakoś sprawić, by aż tak się go nie bała.
— Jeśli
przeszkadzam, to…
— Nie! —
zaprzeczyła natychmiast. I wówczas nastąpiło ożywienie — Taya podniosła wyżej
głowę i, marszcząc brwi, zaczęła się mu uważnie przyglądać. Cholera, pomyślał
Tom, rozpoznała mnie! Ale jak?! Żeby tak rzeczywiście było, musiałaby już go
kiedyś widzieć i to z naprawdę bliska. — Wiesz… ja wiem, kim ty jesteś —
stwierdziła.
Kaulitz
niepewnie podrapał się po karku. I co on miał zrobić? Zaprzeczyć? Przyznać? Milczeć?
A może zaczekać na jej wyjaśnienia?
— Niby skąd…? —
zapytał głupio, całkowicie otępiały.
— Pracowaliśmy
już kiedyś ze sobą.
Tym razem
zaskoczyła go całkowicie. Wlepił w nią szeroko otwarte oczy, a ta tylko
uśmiechnęła się szerzej, po czym przeszła do wyjaśnień.
— Mój ojciec
kiedyś załatwił mi praktyki u jednego z fotografów gwiazd, niestety nie pamiętam
nazwiska. Miałam ten zaszczyt fotografować także Tokio Hotel — wyszeptała tak,
aby nikt wokół tego nie usłyszał. — Dlatego pana poznałam.
— Po imieniu? —
zapytał, nadal ogłupiały.
— Nie, po
wyglądzie. Tom nie jest żadnym wyjątkowym imieniem, więc…
Nie wiedzieć,
czemu, poczuł się tymi słowami urażony. Co było z nim nie tak? Nagle Taya
zaczęła się śmiać, co go jeszcze bardziej zaczęło złościć. Zmrużył groźnie
oczy, nie wiedząc, o co jej chodziło.
— O co ci
chodzi? — wypowiedział swą ostatnią myśl na głos.
— O nic,
przepraszam — odparła szybko, natychmiastowo się uspakajając. Tom zmierzył ją
wzrokiem, lecz już po chwili uśmiechał się szeroko.
— To może
powiesz coś o sobie?
— Hm… — Taya
zastanowiła się przez chwilę. — Mieszkam tu od niedawna, moja przyjaciółka,
która mnie zostawiła, w dużym stopniu się do tego przyczyniła i…
— Zostawiła? —
powtórzył, robiąc smutną minę. — Och, przykro mi. Jak to się stało? O ile
oczywiście można wiedzieć, bo to nie jest wygodny temat, wiem, ale…
Białowłosa nie
mogła się powstrzymać i znowu głośno się zaśmiała. A on znowu nie wiedział, co
takiego powiedział.
— Zostawiła —
powiedziała wesoło — to znaczy wyszła z lokalu. Obiecała wrócić za jakieś
piętnaście minut. To znaczy, że będzie za jakieś pół godziny.
Kaulitzowi
przyszło na myśl, że dzisiejszego dnia był wyjątkowo ciemny. Zmieszany obejrzał
się przed siebie sprawdzając, czy wściekły właściciel czasem nie zamierzał
wrócić. Nic jednak nie zauważył, więc zmuszony był powrócić do rozmowy.
— Wybacz mi,
dzisiejszego dnia już nie myślę. Mój szef mnie gania za takim jednym wrednym
typkiem…
— Ten typek
wzywa cię do gabinetu — wysyczał mu ktoś tuż za nim. Odwrócił się natychmiast i
zobaczył Rockermanna, któremu wściekłość niemalże wykrzywiała twarz.
— A więc… —
zawołał Tom do Tayi — Na moment cię zostawię. Nie odchodź — zaraz wracam. — I
zszedł na dół.
Przechodząc
przez tłum gości znajdujących się w lokalu udali się za bar, za którym znajdowały
się wąskie, srebrne drzwi. Właściciel otworzył je i wpuścił specjalnego gościa
do środka. Było to małe, kwadratowe pomieszczenie zapełnione półkami pełnymi
książek, teczek i papierów oraz ze znajdującym się naprzeciwko drewnianym
biurkiem, na którym panował okropny bałagan. Tuż za nim światło, które opadało
na ściany koloru zgniłej zieleni, dawało niewielkich rozmiarów okno. Rockermann
wyminął go i zajął miejsce za biurkiem, patrząc na niego spod swoich piwnych oczu.
— Czego ty
znowu ode mnie chcesz? — warknął tonem pełnym niechęci.
— Niczego
nowego. Jost się wścieka, nadal jesteś mu dłużny. Znasz go, on nie odpuści, to
chyba kwestia honoru, nie wiem.
Mężczyzna
podrapał się po swojej łysinie, usilnie próbując się skupić. Był wyraźnie zmieszany.
Cóż za nagła zmiana, zakpił w myślach Tom.
— Chwilowo mam
pewne problemy finansowe, wiesz…
Tom przerwał
jego wypowiedź głośnym prychnięciem.
— Nie kłam,
proszę. To już na nic się nie zda.
— Dajcie mi
czas! — zawołał, patrząc na niego błagalnie.
Dupek,
pomyślał Tom, patrząc na patrzącego na niego z nadzieją właściciela zapełnionej
ludźmi restauracji. Najpierw się drze, poniża, wiecznie czegoś chce, a potem
błaga o wybaczenie albo o czas. Co to, to nie, pomyślał, czując napływ satysfakcji.
Tym razem nie da mu za wygraną. Da mu nauczkę raz na zawsze. A przecież dobrze
wiedział, co Jost potrafił robić, gdy był naprawdę zły. To będzie bardzo
ciekawe widowisko. Uśmiechnął się więc fałszywie, podszedł do niego i poklepał
po ramieniu.
— Stary —
rzekł, po czym szybko dopowiedział: — bez urazy. Posłuchaj, możemy się dogadać.
Ten spojrzał
na niego niepewnie.
— Jak? —
pisnął cichutko.
Kaulitz nabrał
powietrza do płuc, po czym zaczął mówić:
— Jak już
powiedziałem, on nie odpuści. I ciągle wymaga tego ode mnie, bym to załatwił. A
ja mam już tego dosyć: i tego wiecznego wysyłania w różne miejsca, i ciebie.
Mam więc propozycję: zapomnij o tej kasie, odpocznij i więcej się do niego nie
zbliżaj, a ja coś wymyślę. I ty będziesz miał spokój i ja. Nawet Jost powinien
być zadowolony. Co ty na to?
Rockermann
wyraźnie miał wątpliwości co do przedstawionego wcześniej planu.
— Co
zamierzasz zrobić?
— Och, o to
się nie martw, coś na pewno wymyślę — zapewnił. — Znasz mnie przecież.
Ten pokiwał
głową, mrucząc coś pod nosem.
— Cóż… dobrze.
Niech będzie.
— Musisz się
zgodzić — nie masz wyjścia — zauważył.
— Tak, racja…
Obaj panowie
uścisnęli sobie dłonie na znak zgody. Po tejże czynności Tom wyszedł z
pomieszczenia, zostawiając w środku fałszywego i jednocześnie oszukanego
właściciela. Kaulitz zaś na moment wyszedł na zewnątrz i, ze złośliwym
uśmieszkiem na twarzy, wyjął z kieszeni swoich szerokich spodni komórkę. Wybrał
numer swojego menagera i czekał. Po kilku sygnałach, ku największemu
zadowoleniu Toma, odebrał.
— I co,
wyjaśniłeś to już?
— Mi też miło
cię słyszeć — odpowiedział z sarkazmem. — I tak, wszystko załatwione.
— Odda to, co
powinien zwrócić już dawno temu?
— Tak,
powinien wysłać ci je w ciągu najbliższych dni.
— Wreszcie. A
już byłem skłonny go pozwać…
— To nie
będzie potrzebne — wydyszał, z wielkim trudem powstrzymując śmiech.
— Co cię tak
śmieszy?
— Nic, nic
takiego… — powiedział szybko i, bez jednego słowa, się rozłączył. Teraz zamierzał
powrócić do jego… obiektu badań. Wspiął się na górę, gdzie zastał Tayę na tym samym
miejscu, co uprzednio. Ta, gdy tylko go ujrzała, westchnęła z ulgą i wstała.
— Gdzieś
idziesz? — zapytał zaskoczony.
— Wybacz, ale
mam trochę rzeczy do załatwienia, praca i…
— Praca? —
powtórzył.
— Tak, muszę
poszukać pracy. Znasz może jakiegoś dobrego fotografa, który mógłby mnie
zatrudnić?
Kaulitz
zastanowił się przez chwilę. Nagle pewna myśl przyszła mu do głowy, co
sprawiło, że uśmiechnął się szeroko.
— Co? —
zapytała, sama się uśmiechając.
— Chyba wiem,
jak ci pomóc.
Natychmiast
ujął jej dłoń i pociągnął w stronę wyjścia. Taya, wielce zaskoczona, uśmiechnęła
się delikatnie. Ten zaś poprowadził ją chodnikiem zanurzonym w światłach
ulicznych latarni rozjaśniających osłonę nadchodzącej nocy. Minęli dwie
przecznice, aż w końcu stanęli przed olbrzymim wieżowcem. Wspięli się po
wysokich schodach i pchnęli drzwi, wchodząc do ogromnego holu. Za pomocą windy
w szybkim tempie Tomowi udało się odnaleźć odpowiednią salę. Zapukał więc i
czekał.
Taya nie miała
pojęcia, gdzie ten człowiek ją poprowadził. Przecież znała go jakieś pół
godziny, a poza tym zapewne Hekate czekała już na nią w restauracji i się
niepokoiła. Niedługo pewnie zadzwoni, pomyślała. Automatycznie więc wyjęła
komórkę i spojrzała na ekran. Nie miała żadnych nieodebranych połączeń ani
wiadomości. Zaniepokojona z powrotem go schowała, zerknąwszy ukradkiem na Toma.
— Gdzie my
jesteśmy? — zapytała niepewnie, lecz nie uzyskała odpowiedzi, gdyż w drzwiach
ukazał się wysoki, chudy jak tyczka, mężczyzna. Ubrany był w czarny garnitur, a
swoje błyszczące włosy tego samego koloru elegancko ułożył. Zmarszczył on swoje
gęste brwi, wpatrując się w obcych z frustracją.
— Słucham? —
zapytał poważnym tonem głosu.
Taya nieco się
go przestraszyła; nigdy nie pałała do takich typów sympatią. A ten wyglądał na wyjątkowego
gbura. Ona w życiu by się nie odważyła prosić takiego o pomoc. Lecz najwidoczniej
Tom miał swoje, tylko jemu dobrze znane, sposoby.
— Mark,
pamiętasz mnie, prawda? — zapytał wesoło. Dziewczyna od razu wyczuła, że jego
wesołość z całą pewnością nie udzieli się temu sztywniakowi, a tylko pogorszy
sytuację. Nie myliła się i Kaulitz chyba też to zauważył. Odchrząknął więc i
spróbował jeszcze raz: — Panie Mark, pamięta mnie pan, prawda? Jestem Tom
Kaulitz, przez ten strój może tego nie widać, ale…
— Poznałem cię
— przerwał lodowato, po czym odsunął się, chcąc ich przepuścić. — Proszę wejść.
Zaskoczona
tymże gestem z jego strony weszła do przytulnego, jasnego pomieszczenia.
Wszystko miało odcienie jasnego brązu — ściany, meble, a nawet ozdoby.
Sprawiało to bardzo przyjemne wrażenie. Usiedli na dwóch fotelach obitych skórą
i spojrzeli na Marka.
— Czego chcesz
ode mnie tym razem? — zapytał.
Taya bała się
choćby pisnąć, lecz Tom natychmiast zabrał się za wyjaśnianie zaistniałej sytuacjami,
z maleńką pomocą dziewczyny. Gdy zakończyli mówić, Mark przez długą chwilę
milczał, trzymając ich, a zawłaszcza ją, w napięciu. W końcu rzekł:
— Nie, nie
zatrudnię jej. Nie dam jej tej pracy.
Białowłosa
poczuła, jak jej serce zaczęło bić szybciej. Wystraszyła się; nie powinna w
ogóle tu przychodzić. Po co on chciał jej pomagać?! Sama by sobie poradziła! A
teraz czuła, że łatwo się z tego nie wyplącze.
Czuł to też
Tom, który był pewien, że łatwo nie będzie go przekonać, zwłaszcza teraz, kiedy
kategorycznie zaprzeczył. Ale postanowił sobie, że dopnie swego i wydusi z tej
sztywnej gnidy zgodę. Po prostu musiał to zrobić. Jeszcze nie wiedział, czemu,
ale po prostu musiał. I któżby pomyślał, że ta drobna, zlękniona istotka miała
na to tak duży wpływ…
świetnie rozwija się akcja, dzięki czemu jestem bardzo ciekawa, co dalej. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że Taya dostanie tą pracę. Robi się coraz ciekawiej. Pisz szybko nexta!!!!
OdpowiedzUsuńNo wow..XD Coś mi się wydaje że przy 1 odcinku nie powiadomiłaś mnie o nim :p
OdpowiedzUsuńAle przeczytałam i git :D
No więc...opowiadanko zaczyna się bardzo ciekawie :p
Widzę że cały czas Tom gra pierwsze skrzypce :D
Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na 3 odcinek :P
Hm, Tom, jak Tom, zawsze zarywał i zarywać będzie. No i dla dziewczyn wszystko. Hm, białowłosa musiała być rozczarowana odrzuceniem o pracę. Nie dziwię się jej. W ogóle nie ogarniam co knuje Tom, z tym kolesiem z restauracji, no i czy uda mu się załatwić jej tę pracę, która bardzo by się jej przydała... Cudowny odcinek ;D Pozdrawiam no i pisz szybko nexta!
OdpowiedzUsuńPS. Wybacz, że te dwa odcinki skomentowałam tak późno tzn chodzi mi o ten pierwszy, ale zapomniałam o powiadomieniu i dziś dopiero przeglądając archiwum zauważyłam je... Mam nadzieję, że się nie gniewasz. <3
Oj tam, oj tam. I tak pewnie dostanie tę robotę, bo inaczej nie będzie. Przyznam szczerze, że pierwsze dwa/trzy zdania mnie trochę hmm.. zdezorientowały, bo piszesz o jakimś nietypowym stroju (jakim?) a tu nagle tekst o czerwonej lampce. Serio, myślalam, że ta czerwona lampka jest na głowie Toma.(?)
OdpowiedzUsuńBtw, ciekawe imiona jak na polki. :D
Chociaż poradzę Ci, że te podstrony lepiej wrzucić w notkę, a potem w linka, a nie zaśmiecać Onet, bo tak i przy okazji lepiej wygląda. ;D
Jak widać Tom jest dosyć zacięty, zdecydowany i dosyć sprytny, więc jestem pewna, że spokojnie załatwi jej tę pracę. Jestem jednak bardzo ciekawa, co on wymyślił w sprawie właściciela tej restauracji - wydawał się być wyjątkowo zadowolony ze swojego pomysłu, co trochę mnie przeraża. Czekam!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co Tom wymyslil w sprawie tego Rockmanna a juz napewno szykuja sie klopoty :-) akcja rusza pelna para. Jest coraz ciekawiej :D oby Taya dostala ta prace. Ten Tom taki pomocny, ze az dziwne. Czekam na dqlsze losy
OdpowiedzUsuńCiekawe się rozkręca. Zobaczymy co z tego jeszcze będzie. Czekam na nexta i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie ;)
OdpowiedzUsuńNoz kurde? czemu nie chce jej przyjac? to nie sprawiedliwe :(
OdpowiedzUsuńTom jaki wazny ;D hah
czekam na next ;*
No świetny odcinek. Wiesz, ze to chyba Twoje najlepsze opowiadanie? ;> Cudooo! Czekam na następny odcinek, bo ten cały Mark musi ją przyjąć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Fakt, Tom był trochę ciemny, tego nie da sie zaprzeczyć... Ale przecież nie to jest najciekawsze. Najciekawsza jest końcówka - czy Tom załatwi jej tą pracę czy też nie? Mam nadzieję, że chłopak wykaże się sprytam i wszystko załatwi ;) Odcinek -jak zresztą zwykle- swietny, czekam na kolejne i życzę weny ;*
OdpowiedzUsuńJak na razie mam tylko jedno zdanie do napisania: weź się schowaj.
OdpowiedzUsuńZałamałaś mnie psychicznie.
Nie mam czasu, więc się nie rozpisuje. Powiem tylko, że oprócz tego, że ani trochę nie zrozumiałam początku, to jest gut. Mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńHmmm powiem ci, że opisujesz bardzo interesująco postacie, dlatego też nie ma problemu z rozszyfrowaniem jaki kto jest. Na razie zainteresuje się Tomem, bo ciekawi mnie co ten dzieciak tam wykombinuje xD Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńMru... Tom jaki pomocny. ^^
OdpowiedzUsuńA Taya chyba coś za szybko mu zaufała, ale w sumie. Innego wyjścia nie miała z tej sytuacji... Hm,... Ciekawe co też będzie dalej.
Pisz szybko nexta!
Pozdrawiam i przepraszam, ze dopiero teraz...
Hmm. świetne! Ciekawe co Tom wymyśli, aby jego nowa znajoma otrzymała pracę.Fajnie, ze chłopak postanowił pomóc dziewczynie.
OdpowiedzUsuńTaya ma na Toma duży wpływ i bardzo dobrze ;) Nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńHm, Tom. No tak, ale ja głupia. Proszę, tylko mi nie mów, ze Taya będzie teraz pracować dla TH, błagam! Swoją drogą, dlaczego ona ma białe włosy? Nie potrafię sobie jej wyobrazić, naprawdę, to takie trudne. Ach ten nasz Tomuś to zawsze musi dopiąć swego, jestem ciekawa też, co zrobi Jost nie otrzymawszy danej rzeczy, o której i ja nie mam pojęcia. W dość abstrakcyjnym świetle go też przedstawiłaś. Wiecznie zły, mściwy... Ciekawie.
OdpowiedzUsuńPo ostatnim odcinku przypuszczałam, że to Tom będzie i tadam nie myliłam się. I mam ogromną nadzieję, że Taya dostanie pracę. Świetny odcinek :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawe zdarzenia. Tom zna już Taye. Hmmm ... Ja naprawdę nie wiem co będzie dalej. Myślę, myślę i pustka. Rozdział wspaniale napisany. Czytam dalej ;***
OdpowiedzUsuń