czwartek, 26 stycznia 2012

08. Kilka pozornie udanych godzin


T
aya niepewnie błądziła wzrokiem po sali i tam obecnych ludziach. Najbliżej nich stali członkowie niemieckiego zespołu, którzy wpatrywali się w nie dziwnie. Białowłosa zastanawiała się przez chwilę, czym te spojrzenia mogły być spowodowane lecz już w następnej sekundzie wszystkie inne uczucia zakrył zwykły strach. Nigdy przecież nie czuła się dobrze w takich sytuacjach. Jej nie zależało na tym, by być w centrum uwagi, a nawet wręcz przeciwnie — unikał tego jak ognia. To wszystko przez Toma, pomyślała, zerknąwszy na niego katem oka. Przez chwilę przyglądał się podejrzliwym wzrokiem Hekate, lecz to trwało tylko chwilkę Taya natychmiast odwróciła głowę, gdy tylko się zorientowała, że Kaulitz uśmiechał się do niej. Niech to się już skończy, błagała w duchu.
Heki zaś była rozluźniona. Uśmiechnęła się do siebie — wiedziała, że ta noc będzie bardzo ciekawa. Szczególni zadowolił ją fakt, że spotkała faceta, którego wczoraj potrąciła — był nim nie kto inny, jak Georg Listing, lecz wtedy tak szybko tego nie skojarzyła. On też na nią patrzył, co ją bardzo cieszyło. Mimo to odwróciła wzrok, patrząc na swoja przyjaciółkę, która aż pobladła ze strachu.
— Ej, panna — syknęła, trąciwszy ją łokciem, by się wreszcie ocknęła. — Powiedz coś! Nie stój tak, bo dziwnie wyglądasz.
Taya drgnęła. Automatycznie dotknęła dłońmi włosów, aby to sprawdzić, czy jej fryzura jest nienaruszona, co, dopiero po fakcie, wydało jej się idiotycznym gestem. Zarumieniła się więc, na co Hekate westchnęła ciężko. Pokiwała głową nad głupota przyjaciółki, po czym zrobiła krok do przodu.
— Wybaczcie, Tayę zżera trema — wyjaśniła, patrząc na Billa, gdyż to właśnie on ich tu przyprowadził.
— To zrozumiałe — odpowiedział. Chciał jeszcze coś dodać, lecz natychmiast przerwał mu Tom.
— Chodź — zawołał, złapał ją za rękę i pociągnął w tłum. Hekate obserwowała ich w zdumieniu, aż wreszcie wzruszyła ramionami i, wykonując dziwne ruchy w rytm utworu, który brzmiał w głośnikach, udała się w stronę wolnego stolika.
Z miejsca nie ruszyli się tylko Bill, Goerg i Gustav, którzy chyba nie bardzo wiedzieli, co zrobić w następnej kolejności. Po chwili namysłu najwyższy z nich a zarazem najmłodszy udał się w tłum, by za chwilę w nim zniknąć. Tymczasem Gustav przysunął się do Georga, gdyż obawiał się, że mówiąc coś z dalszej odległości ten tego nie usłyszy.
— Co ci jest?! — krzyknął, gdyż w sali robiło się naprawdę głośno. — Czemu patrzyłeś na tą czarną tak dziwnie?!
— Bo to ona! — wrzasnął równie głośno.
— Jaka ona?!
— Ta dziewczyna, która wczoraj na mnie wpadła! To ona!
Gustav wybałuszył oczy.
— Ale jesteś pewien?! — wydarł mu się wprost do ucha. Georg przymknął powieki, gdyż nieprzyjemnie zadzwoniło mu w uszach. Zaciągnął przyjaciela do korytarza, gdzie było odrobinę ciszej. — To na pewno ona?
— Tak — odparł dobitnie — To na pewno ona, jestem tego pewien!
— Ale zbieg okoliczności... — mruczał.
— Ja nie wierzę w przypadki.
— A w co? — zaśmiał się — w przeznaczenie?
Listing zmierzył go ponurym spojrzeniem.
— Podejdź do niej i pogadaj — rzekł Gustav swobodnie, jak gdyby opowiadał o pogodzie.
— Niee... — mruczał niepewnie.
— Dlaczego?
— Bo nie...
— No dlaczego?
— Nieważne...
— No powiedz!
— Bo muszę prowadzić! — wrzasnął, by w następnej chwili odwrócić wzrok.
Gustav początkowo nie widział związku, lecz gdy już go dojrzał, wybuchł głośnym śmiechem. Georg zaś spojrzał na niego jak na obrzydliwego robaka.
— No i z czego rżysz?!
— Daj spokój... — wysapał, zadowolony, że już może normalnie oddychać, nie krztusząc się przy tym od śmiechu. — Ja będę prowadził. Jakoś sobie poradzę. Tom na sto procent będzie zachlany, Bill... z nim to nie wiem, więc lepiej nie ryzykować. Ty już masz plany na ten wieczór, wie pozostaje tylko ja. Nie protestuj, jak już wszyscy będziecie pijani, to nie będziecie widzieli różnicy.
Tym razem to Listing zaśmiał się głośno.
— Dzięki — powiedział do przyjaciela, klepiąc go delikatnie po ramieniu. — pójdę do niej, ale jeszcze nie teraz.
— Rób co chcesz. A ja tu może znajdę kogoś z kim zagram w karty... — dumał. — Dawno nie grałem w karty.

Hekate rozsiadła się wygodnie na szerokiej sofie obitej bordową skórą. Przed sobą miała stolik, na którym od niedawna stała największa szklanka, jaką w życiu widziała. Ważniejsza jednak była jej zawartość, a był to płyn o barwie ciemnego złota, w którym zanurzone było całe mnóstwo kostek lodu. Dziewczyna co jakiś czas zmuszała się do tego, by wstać, by napić się chłodnego napoju przez rurkę. Gdy już to uczyniła, z powrotem wygodnie rozwalała się na całej długości sofy.
Magle poczuła, kanapa delikatnie się ugina. Otworzyła zamknięte przed momentem oczy i ujrzała swoja przyjaciółkę siedząca na samym, skraju ogromnego fotela.
— Co jest? — zapytała.
— Tom zapoznał mnie z mnóstwem swoich znajomych — odpowiedziała naburmuszona. — I jestem padnięta. I jest mi gorąco. I nie chcę się już więcej ruszać!
— Nie dramatyzuj. Drinka?
Taya spojrzała w kierunku wielkiej szklanki. Już w następnej sekundzie pochylała się nad nią z jedną z plastikowych rurek w ustach. Gdy już się napiła, opadła ciężko na poduszki, oddychając głęboko.
— A ty zamierzasz tu siedzieć tak całą noc? — spytała Taya, odwróciwszy delikatnie głowę w jej stronę.
— Tak — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Mam tu drinka. Zamówi się coś jeszcze, pewnie się upiję, a ty będziesz musiała mnie zanosić do domu... — Z każdym słowem na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy złośliwy uśmieszek.
Taya natychmiast zaprzeczyła, gwałtownie machając głową.
— W takim razie możesz się zdziwić — warknęła, wygładzając na swojej białej, jedwabnej sukni zmarszczki.
Heki nie odezwała się już ani słowem. Zamiast tego ponownie sięgnęła do plastikowej rurki wetkniętej w ogromną szklankę zapełnioną orzeźwiającym napojem. Właśnie wtedy do ich stolika podszedł Tom. Powoli zmierzył wzrokiem obie panie, lecz to Tayi posłał szeroki uśmiech.
— Może zatańczysz? — spytał śmiało.
Białowłosa nieco rozszerzyła oczy. Zerknęła ukradkiem na przyjaciółkę; ta jednak najwyraźniej nie zwracała na nich uwagi, gdyż powróciła do pozycji, w której Taya ją zastała. Tak więc nie odpowiedziała od razu — nie lubiła tańczyć, ale z innej strony wolała mu nie odmawiać, mogłoby to go urazić. Wstała więc, uśmiechając się słabo. Tom wyciągnął w jej stronę dłoń, którą ona po chwili ujęła. I razem wyszli na środek sali, kołysząc się we rytm wolnego utworu, który zmienił jeszcze przed momentem obijający się o uszy szybki kawałek.
Po dłuższej chwili milczenia Tom zaśmiał się cicho.
— Jesteś zdenerwowana. — To było stwierdzenie. — Rozluźnij się, masz się tu bawić, nie tremować.
Taya zachichotała nerwowo.
— Nikt mnie nie przyzwyczaił do czegoś takiego — odparła. — I jakoś mi to zbytnio nie przeszkadzało. Nie chciałam tego zmieniać.
— Czy to znaczy, że masz do mnie żal?
— Nie, skąd! — zaprzeczyła natychmiast. — Minęła dopiero jakaś godzina, może trochę więcej, jeszcze się otworzę na to wszystko. Ale daj mi chwilkę.
Tom ze zrozumieniem pokiwał głową. Był taki spokojny, rozluźniony, opanowany. A przecież tyle o nim słyszała, z gazet oczywiście, i w życiu by nie wpadła na to, że gdy już go pozna osobiście, będzie się tak bardzo różnił od tego znanego Kaulitza. Ale zdecydowanie jej to odpowiadało. Głupi ma szczęście, przeszło jej przez myśl.

— Nie jestem ślepy — mruknął, opierając się o bar. Co prawda nie było mu zbyt wygodnie w tej pozycji, ale nie zamierzał się ruszać. — Po prostu podejdź, głupcze. Ale zanim to zrobisz, znajdź mi jakieś karty. Bo osoby się znajdą, ale sprzętu brak.
Bill westchnął. Wciąż wpatrywał się w jeden punkt, w dwie osoby, tańczące w rytm spokojnej piosenki. Wciąż nie mógł odpędzić myśli. A Gustav, stojący tuż obok i wciąż marudzący, wcale mu nie pomagał.
— Zatańcz z kimś — zaproponował, nawet na niego nie patrząc.
— Nie — mruknął — wolę nie. Nie lubię tańczyć.
— Ja też nie. Nienawidzę — rzekł, odchodząc.
— Hej, zaraz, gdzie ty idziesz?! — krzyknął.
— Zatańczyć.
Gustav obserwował go przez dłuższą chwilę. Widział, jak podchodzi do białowłosej i Toma, jak wyciąga do niej jedną rękę, a drugą odpycha brata, który tylko coś powiedział, uśmiechnął się głupkowato i odszedł, znikając mu z zasięgu jego wzroku. Nie rozumiał go za cholerę.
W tym momencie przypomniał sobie rozmowę z Georgiem. Ciekawe, co też ten odwali, pomyślał. Ech, a idźcie do diabła, wy i te wasze zachcianki i bolączki. Szlag, a ja dalej nie mam żadnych kart.

Dziewczyna podrapała się po karku, po czym złapała kosmyk swoich czarnych włosów, który okręciła wokół palca. Oczy miała zamknięte. Ale nie był to sen, zemdlenie, spokojne dumanie czy marzenie. Zdradzały ja mocno zmarszczone brwi. Musiałą nad czymś intensywnie myśleć. Ale nie nad czymś, tylko nad kimś.
Fal.
Pójdę do niego, porozmawiam, myślała. Zaraz jednak zmieniała zdanie. Nie, nie mam mu nic do powiedzenia. Ale co ja bredzę — oczywistość, że mam. Brakuje mi go. Ale znowu mnie skrzywdzi. Nie skrzywdzi, zależy mu na mnie.
I tak w nieskończoność.
Otworzyła oczy, kilkukrotnie mrugnąwszy. Miała tego dość. Chciała znów przysunąć się do wielkiej szklanki, gdy zorientowała się, że ktoś nad nią stał. Na jego widok uśmiechnęła się wesoło i wstała. Nic nie mówiła, po prostu poszła za nim. DJ nareszcie zagrał coś szybkiego — miała dość już tych wyciskaczy łez. Nie wyszli na sam środek sali, wybrali wolne miejsce na skraju tańczącego tłumu. Ale oni nie chcieli szaleć na parkiecie, przynajmniej na razie.
— Ciekawe to spotkanie, prawda? — zawołała Hekate.
— Przyznam, ale nie narzekam. Dzisiaj chyba nic mi się nie stanie — nie muszę się już ciebie bać, prawda? — zapytał Georg, śmiejąc się. Już po chwili zawtórowała mu czarnowłosa.
— Nie mam przy sobie deski, nie widzę nigdzie żadnych samochodów i podejrzanych, brudnych typków — wyliczyła. — Chyba jesteśmy bezpieczni.
— Tak — chyba.
Przez chwilę milczeli, wczuwając się w rytm piosenki, do której tańczyli. Dziewczyna nie lubiła tańczyć, ale to teza wiele zależało od towarzystwa, a to było nienaganne.
— Tom dużo opowiadał o Tayi, o jej przyjaciółce raczej mało wspominał — wyznał w końcu Listing.
— Tak — przyznała. — Podczas naszego pierwszego spotkania nie wywarłam na nim najlepszego wrażenia.
Georg wybuchł śmiechem.
— Tak — wysapał — opowiadał nam o tym. — Rozejrzał się po tłumie, uśmiechnął się chytrze. — Tom coś zbytnio się nią zainteresował. Ale nie on jeden — drugi Kaulitz też nie wydaje się być obojętny.
Heki spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
— Naprawdę? To ja już wolę tego drugiego, jakbym miała wybierać partnera dla niej. Ten cały Tom niezbyt mi się podoba.
— Przesadzasz — rzekł, machnąwszy ręką. Przez chwilę Hekate pomyślała, że tańcząc, jest w swoim żywiole. Albo...
— Ile wypiłeś? — zapytała, śmiejąc się głośno.
— Troszeczkę — odpowiedział, również się śmiejąc. — Ale wracając do Toma, nie musisz się obawiać. Prawdą jest, że można się po nim spodziewać naprawdę wiele, ale...
— Dziewczyny traktuje jak zabawki.
— Ale nie sądzę, by Taya była kolejną w kolekcji.
— Więc jaki ma w tym interes?
— To wcale nie musi być interes. Tyko dobra wola.
Heki prychnęła, lecz nic więcej nie odpowiedziała. Wolała zmienić temat, co ułatwił jej Georg, który stwierdził, że nie umie tańczyć. Postanowił ją więc tego nauczyć, ale to, co robił, przyprawiło ją o bóle brzucha — w niektórych momentach zginała się ze śmiechu patrząc na to, co też wyczyniał Listing. Śmiało mogła stwierdzić, że czegoś takiego nie da się zapomnieć.
Kiedy Listing najwyraźniej się zmęczył, oboje zajęli miejsce przy stoliku. Oboje zauważyli przechodzącego tuż obok Billa, jednak Tayi nie dojrzeli. Hekate zmarszczyła brwi — niezbyt jej się to podobało, miała wątpliwości. Delikatnie przerwała opowieść Georga o jego ostatnich dniach i ruszyła za Billem, którego starała się nie stracić oczu w tej gęstwinie tańczących ludzi. W końcu zatrzymał się, rozejrzał. Wtedy właśnie dogoniła go, złapała za ramię i odwróciła ku sobie.
— Gdzie jest Taya? — zapytała niezbyt sympatycznie.
Bill przez chwilę nic nie mówił, wyglądał na zaskoczonego. Gdy już się otrząsnął, wzruszył ramionami. Wyglądał na zmartwionego.
— Nie mam pojęcia, też ich szukam.
— Ich?
— Jej i Toma. Ostatnio widziałem ich razem, ale to było jakieś pół godziny temu. Od tej pory nie mogę ich znaleźć.
Hekate czuła, jak zalewa ją ogromna złość. Zaklęła wyjątkowo wulgarnie.
— Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak! — wrzasnęła na niego, choć nie była to jego wina. — Wiedziałam! Gdzie on mógł ją zabrać?!
— Myślisz, że on mógłby coś jej zrobić?! — zapytał poirytowany.
— Tak, tak właśnie myślę. A nawet jestem pewna! Nie bredź tylko mów, gdzie oni mogli poleźć! Jest tu jakieś dyskretne miejsce, czy coś takiego...
— Prywatny pokój zarezerwowany tylko dla naszej czwórki. Może tam, ale wątpię, by...
— Zaprowadź mnie tam!
Nadal wzburzony Bill zaprowadził rozzłoszczoną do granic możliwości Hekate na górę. Tam pomknęli wąskim, słabo oświetlonym korytarzem. Kiedy dotarli do ostatnich drzwi po prawej, Bill pchnął je, lecz te nie ustąpiły. Były zamknięte.
W tej chwili ciszę panującą na górze, która nie była dostępna dla gości, rozdarł głośny, przerażający, niemalże mrożący krew w żyłach, krzyk. Krzyk tak dobrze znany, lecz nagle stłumiony, jakby ktoś zatykał jej usta.
— Taya!!! — wrzasnęła Hekate. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz