T
|
aya niepewnie
błądziła wzrokiem po sali i tam obecnych ludziach. Najbliżej nich stali
członkowie niemieckiego zespołu, którzy wpatrywali się w nie dziwnie.
Białowłosa zastanawiała się przez chwilę, czym te spojrzenia mogły być
spowodowane lecz już w następnej sekundzie wszystkie inne uczucia zakrył zwykły
strach. Nigdy przecież nie czuła się dobrze w takich sytuacjach. Jej nie
zależało na tym, by być w centrum uwagi, a nawet wręcz przeciwnie — unikał tego
jak ognia. To wszystko przez Toma, pomyślała, zerknąwszy na niego katem oka.
Przez chwilę przyglądał się podejrzliwym wzrokiem Hekate, lecz to trwało tylko
chwilkę Taya natychmiast odwróciła głowę, gdy tylko się zorientowała, że
Kaulitz uśmiechał się do niej. Niech to się już skończy, błagała w duchu.
Heki
zaś była rozluźniona. Uśmiechnęła się do siebie — wiedziała, że ta noc będzie
bardzo ciekawa. Szczególni zadowolił ją fakt, że spotkała faceta, którego
wczoraj potrąciła — był nim nie kto inny, jak Georg Listing, lecz wtedy tak
szybko tego nie skojarzyła. On też na nią patrzył, co ją bardzo cieszyło. Mimo
to odwróciła wzrok, patrząc na swoja przyjaciółkę, która aż pobladła ze
strachu.
—
Ej, panna — syknęła, trąciwszy ją łokciem, by się wreszcie ocknęła. — Powiedz
coś! Nie stój tak, bo dziwnie wyglądasz.
Taya
drgnęła. Automatycznie dotknęła dłońmi włosów, aby to sprawdzić, czy jej
fryzura jest nienaruszona, co, dopiero po fakcie, wydało jej się idiotycznym
gestem. Zarumieniła się więc, na co Hekate westchnęła ciężko. Pokiwała głową
nad głupota przyjaciółki, po czym zrobiła krok do przodu.
—
Wybaczcie, Tayę zżera trema — wyjaśniła, patrząc na Billa, gdyż to właśnie on
ich tu przyprowadził.
—
To zrozumiałe — odpowiedział. Chciał jeszcze coś dodać, lecz natychmiast
przerwał mu Tom.
—
Chodź — zawołał, złapał ją za rękę i pociągnął w tłum. Hekate obserwowała ich w
zdumieniu, aż wreszcie wzruszyła ramionami i, wykonując dziwne ruchy w rytm
utworu, który brzmiał w głośnikach, udała się w stronę wolnego stolika.
Z
miejsca nie ruszyli się tylko Bill, Goerg i Gustav, którzy chyba nie bardzo
wiedzieli, co zrobić w następnej kolejności. Po chwili namysłu najwyższy z nich
a zarazem najmłodszy udał się w tłum, by za chwilę w nim zniknąć. Tymczasem
Gustav przysunął się do Georga, gdyż obawiał się, że mówiąc coś z dalszej odległości
ten tego nie usłyszy.
—
Co ci jest?! — krzyknął, gdyż w sali robiło się naprawdę głośno. — Czemu
patrzyłeś na tą czarną tak dziwnie?!
—
Bo to ona! — wrzasnął równie głośno.
—
Jaka ona?!
—
Ta dziewczyna, która wczoraj na mnie wpadła! To ona!
Gustav
wybałuszył oczy.
—
Ale jesteś pewien?! — wydarł mu się wprost do ucha. Georg przymknął powieki,
gdyż nieprzyjemnie zadzwoniło mu w uszach. Zaciągnął przyjaciela do korytarza,
gdzie było odrobinę ciszej. — To na pewno ona?
—
Tak — odparł dobitnie — To na pewno ona, jestem tego pewien!
—
Ale zbieg okoliczności... — mruczał.
—
Ja nie wierzę w przypadki.
—
A w co? — zaśmiał się — w przeznaczenie?
Listing
zmierzył go ponurym spojrzeniem.
—
Podejdź do niej i pogadaj — rzekł Gustav swobodnie, jak gdyby opowiadał o
pogodzie.
—
Niee... — mruczał niepewnie.
—
Dlaczego?
—
Bo nie...
—
No dlaczego?
—
Nieważne...
—
No powiedz!
—
Bo muszę prowadzić! — wrzasnął, by w następnej chwili odwrócić wzrok.
Gustav
początkowo nie widział związku, lecz gdy już go dojrzał, wybuchł głośnym śmiechem.
Georg zaś spojrzał na niego jak na obrzydliwego robaka.
—
No i z czego rżysz?!
—
Daj spokój... — wysapał, zadowolony, że już może normalnie oddychać, nie
krztusząc się przy tym od śmiechu. — Ja będę prowadził. Jakoś sobie poradzę.
Tom na sto procent będzie zachlany, Bill... z nim to nie wiem, więc lepiej nie
ryzykować. Ty już masz plany na ten wieczór, wie pozostaje tylko ja. Nie
protestuj, jak już wszyscy będziecie pijani, to nie będziecie widzieli różnicy.
Tym
razem to Listing zaśmiał się głośno.
—
Dzięki — powiedział do przyjaciela, klepiąc go delikatnie po ramieniu. — pójdę
do niej, ale jeszcze nie teraz.
—
Rób co chcesz. A ja tu może znajdę kogoś z kim zagram w karty... — dumał. —
Dawno nie grałem w karty.
Hekate
rozsiadła się wygodnie na szerokiej sofie obitej bordową skórą. Przed sobą
miała stolik, na którym od niedawna stała największa szklanka, jaką w życiu
widziała. Ważniejsza jednak była jej zawartość, a był to płyn o barwie ciemnego
złota, w którym zanurzone było całe mnóstwo kostek lodu. Dziewczyna co jakiś
czas zmuszała się do tego, by wstać, by napić się chłodnego napoju przez rurkę.
Gdy już to uczyniła, z powrotem wygodnie rozwalała się na całej długości sofy.
Magle
poczuła, kanapa delikatnie się ugina. Otworzyła zamknięte przed momentem oczy i
ujrzała swoja przyjaciółkę siedząca na samym, skraju ogromnego fotela.
—
Co jest? — zapytała.
—
Tom zapoznał mnie z mnóstwem swoich znajomych — odpowiedziała naburmuszona. — I
jestem padnięta. I jest mi gorąco. I nie chcę się już więcej ruszać!
—
Nie dramatyzuj. Drinka?
Taya
spojrzała w kierunku wielkiej szklanki. Już w następnej sekundzie pochylała się
nad nią z jedną z plastikowych rurek w ustach. Gdy już się napiła, opadła
ciężko na poduszki, oddychając głęboko.
—
A ty zamierzasz tu siedzieć tak całą noc? — spytała Taya, odwróciwszy
delikatnie głowę w jej stronę.
—
Tak — odpowiedziała, wzruszając ramionami. — Mam tu drinka. Zamówi się coś jeszcze,
pewnie się upiję, a ty będziesz musiała mnie zanosić do domu... — Z każdym
słowem na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy złośliwy uśmieszek.
Taya
natychmiast zaprzeczyła, gwałtownie machając głową.
—
W takim razie możesz się zdziwić — warknęła, wygładzając na swojej białej,
jedwabnej sukni zmarszczki.
Heki
nie odezwała się już ani słowem. Zamiast tego ponownie sięgnęła do plastikowej
rurki wetkniętej w ogromną szklankę zapełnioną orzeźwiającym napojem. Właśnie
wtedy do ich stolika podszedł Tom. Powoli zmierzył wzrokiem obie panie, lecz to
Tayi posłał szeroki uśmiech.
—
Może zatańczysz? — spytał śmiało.
Białowłosa
nieco rozszerzyła oczy. Zerknęła ukradkiem na przyjaciółkę; ta jednak najwyraźniej
nie zwracała na nich uwagi, gdyż powróciła do pozycji, w której Taya ją
zastała. Tak więc nie odpowiedziała od razu — nie lubiła tańczyć, ale z innej
strony wolała mu nie odmawiać, mogłoby to go urazić. Wstała więc, uśmiechając
się słabo. Tom wyciągnął w jej stronę dłoń, którą ona po chwili ujęła. I razem
wyszli na środek sali, kołysząc się we rytm wolnego utworu, który zmienił
jeszcze przed momentem obijający się o uszy szybki kawałek.
Po
dłuższej chwili milczenia Tom zaśmiał się cicho.
—
Jesteś zdenerwowana. — To było stwierdzenie. — Rozluźnij się, masz się tu
bawić, nie tremować.
Taya
zachichotała nerwowo.
—
Nikt mnie nie przyzwyczaił do czegoś takiego — odparła. — I jakoś mi to zbytnio
nie przeszkadzało. Nie chciałam tego zmieniać.
—
Czy to znaczy, że masz do mnie żal?
—
Nie, skąd! — zaprzeczyła natychmiast. — Minęła dopiero jakaś godzina, może
trochę więcej, jeszcze się otworzę na to wszystko. Ale daj mi chwilkę.
Tom
ze zrozumieniem pokiwał głową. Był taki spokojny, rozluźniony, opanowany. A
przecież tyle o nim słyszała, z gazet oczywiście, i w życiu by nie wpadła na
to, że gdy już go pozna osobiście, będzie się tak bardzo różnił od tego znanego
Kaulitza. Ale zdecydowanie jej to odpowiadało. Głupi ma szczęście, przeszło jej
przez myśl.
—
Nie jestem ślepy — mruknął, opierając się o bar. Co prawda nie było mu zbyt
wygodnie w tej pozycji, ale nie zamierzał się ruszać. — Po prostu podejdź,
głupcze. Ale zanim to zrobisz, znajdź mi jakieś karty. Bo osoby się znajdą, ale
sprzętu brak.
Bill
westchnął. Wciąż wpatrywał się w jeden punkt, w dwie osoby, tańczące w rytm spokojnej
piosenki. Wciąż nie mógł odpędzić myśli. A Gustav, stojący tuż obok i wciąż marudzący,
wcale mu nie pomagał.
—
Zatańcz z kimś — zaproponował, nawet na niego nie patrząc.
—
Nie — mruknął — wolę nie. Nie lubię tańczyć.
—
Ja też nie. Nienawidzę — rzekł, odchodząc.
—
Hej, zaraz, gdzie ty idziesz?! — krzyknął.
—
Zatańczyć.
Gustav
obserwował go przez dłuższą chwilę. Widział, jak podchodzi do białowłosej i Toma,
jak wyciąga do niej jedną rękę, a drugą odpycha brata, który tylko coś
powiedział, uśmiechnął się głupkowato i odszedł, znikając mu z zasięgu jego
wzroku. Nie rozumiał go za cholerę.
W
tym momencie przypomniał sobie rozmowę z Georgiem. Ciekawe, co też ten odwali,
pomyślał. Ech, a idźcie do diabła, wy i te wasze zachcianki i bolączki. Szlag,
a ja dalej nie mam żadnych kart.
Dziewczyna
podrapała się po karku, po czym złapała kosmyk swoich czarnych włosów, który
okręciła wokół palca. Oczy miała zamknięte. Ale nie był to sen, zemdlenie,
spokojne dumanie czy marzenie. Zdradzały ja mocno zmarszczone brwi. Musiałą nad
czymś intensywnie myśleć. Ale nie nad czymś, tylko nad kimś.
Fal.
Pójdę
do niego, porozmawiam, myślała. Zaraz jednak zmieniała zdanie. Nie, nie mam mu
nic do powiedzenia. Ale co ja bredzę — oczywistość, że mam. Brakuje mi go. Ale
znowu mnie skrzywdzi. Nie skrzywdzi, zależy mu na mnie.
I
tak w nieskończoność.
Otworzyła
oczy, kilkukrotnie mrugnąwszy. Miała tego dość. Chciała znów przysunąć się do
wielkiej szklanki, gdy zorientowała się, że ktoś nad nią stał. Na jego widok
uśmiechnęła się wesoło i wstała. Nic nie mówiła, po prostu poszła za nim. DJ
nareszcie zagrał coś szybkiego — miała dość już tych wyciskaczy łez. Nie wyszli
na sam środek sali, wybrali wolne miejsce na skraju tańczącego tłumu. Ale oni
nie chcieli szaleć na parkiecie, przynajmniej na razie.
—
Ciekawe to spotkanie, prawda? — zawołała Hekate.
—
Przyznam, ale nie narzekam. Dzisiaj chyba nic mi się nie stanie — nie muszę się
już ciebie bać, prawda? — zapytał Georg, śmiejąc się. Już po chwili zawtórowała
mu czarnowłosa.
—
Nie mam przy sobie deski, nie widzę nigdzie żadnych samochodów i podejrzanych,
brudnych typków — wyliczyła. — Chyba jesteśmy bezpieczni.
—
Tak — chyba.
Przez
chwilę milczeli, wczuwając się w rytm piosenki, do której tańczyli. Dziewczyna
nie lubiła tańczyć, ale to teza wiele zależało od towarzystwa, a to było
nienaganne.
—
Tom dużo opowiadał o Tayi, o jej przyjaciółce raczej mało wspominał — wyznał w
końcu Listing.
—
Tak — przyznała. — Podczas naszego pierwszego spotkania nie wywarłam na nim najlepszego
wrażenia.
Georg
wybuchł śmiechem.
—
Tak — wysapał — opowiadał nam o tym. — Rozejrzał się po tłumie, uśmiechnął się
chytrze. — Tom coś zbytnio się nią zainteresował. Ale nie on jeden — drugi
Kaulitz też nie wydaje się być obojętny.
Heki
spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.
—
Naprawdę? To ja już wolę tego drugiego, jakbym miała wybierać partnera dla
niej. Ten cały Tom niezbyt mi się podoba.
—
Przesadzasz — rzekł, machnąwszy ręką. Przez chwilę Hekate pomyślała, że
tańcząc, jest w swoim żywiole. Albo...
—
Ile wypiłeś? — zapytała, śmiejąc się głośno.
—
Troszeczkę — odpowiedział, również się śmiejąc. — Ale wracając do Toma, nie musisz
się obawiać. Prawdą jest, że można się po nim spodziewać naprawdę wiele, ale...
—
Dziewczyny traktuje jak zabawki.
—
Ale nie sądzę, by Taya była kolejną w kolekcji.
—
Więc jaki ma w tym interes?
—
To wcale nie musi być interes. Tyko dobra wola.
Heki
prychnęła, lecz nic więcej nie odpowiedziała. Wolała zmienić temat, co ułatwił
jej Georg, który stwierdził, że nie umie tańczyć. Postanowił ją więc tego
nauczyć, ale to, co robił, przyprawiło ją o bóle brzucha — w niektórych
momentach zginała się ze śmiechu patrząc na to, co też wyczyniał Listing.
Śmiało mogła stwierdzić, że czegoś takiego nie da się zapomnieć.
Kiedy
Listing najwyraźniej się zmęczył, oboje zajęli miejsce przy stoliku. Oboje
zauważyli przechodzącego tuż obok Billa, jednak Tayi nie dojrzeli. Hekate
zmarszczyła brwi — niezbyt jej się to podobało, miała wątpliwości. Delikatnie
przerwała opowieść Georga o jego ostatnich dniach i ruszyła za Billem, którego
starała się nie stracić oczu w tej gęstwinie tańczących ludzi. W końcu
zatrzymał się, rozejrzał. Wtedy właśnie dogoniła go, złapała za ramię i odwróciła
ku sobie.
—
Gdzie jest Taya? — zapytała niezbyt sympatycznie.
Bill
przez chwilę nic nie mówił, wyglądał na zaskoczonego. Gdy już się otrząsnął,
wzruszył ramionami. Wyglądał na zmartwionego.
—
Nie mam pojęcia, też ich szukam.
—
Ich?
—
Jej i Toma. Ostatnio widziałem ich razem, ale to było jakieś pół godziny temu.
Od tej pory nie mogę ich znaleźć.
Hekate
czuła, jak zalewa ją ogromna złość. Zaklęła wyjątkowo wulgarnie.
—
Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak! — wrzasnęła na niego, choć nie była to
jego wina. — Wiedziałam! Gdzie on mógł ją zabrać?!
—
Myślisz, że on mógłby coś jej zrobić?! — zapytał poirytowany.
—
Tak, tak właśnie myślę. A nawet jestem pewna! Nie bredź tylko mów, gdzie oni
mogli poleźć! Jest tu jakieś dyskretne miejsce, czy coś takiego...
—
Prywatny pokój zarezerwowany tylko dla naszej czwórki. Może tam, ale wątpię,
by...
—
Zaprowadź mnie tam!
Nadal
wzburzony Bill zaprowadził rozzłoszczoną do granic możliwości Hekate na górę.
Tam pomknęli wąskim, słabo oświetlonym korytarzem. Kiedy dotarli do ostatnich
drzwi po prawej, Bill pchnął je, lecz te nie ustąpiły. Były zamknięte.
W
tej chwili ciszę panującą na górze, która nie była dostępna dla gości, rozdarł
głośny, przerażający, niemalże mrożący krew w żyłach, krzyk. Krzyk tak dobrze
znany, lecz nagle stłumiony, jakby ktoś zatykał jej usta.
—
Taya!!! — wrzasnęła Hekate.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz