sobota, 18 lutego 2012

09. Wojowanie mieczem


Przepraszam za moją nieobecność, ale jakoś wyjątkowo nie miałam czasu. Szlag, to coś okropnego. W przyszłym tygodniu w ogóle mnie nie będzie, dlatego zależało mi na tym, by opublikować "to coś" w ten weekend. Za ewentualne błędy przepraszam, ale to nie tyczy się tylko tego odcinka - to też tak na zaś. Pozdrawiam!


***Około godzinę wcześniej***

B
iałowłosa dziewczyna średniego wzrostu siedziała na wysokim stoliku przy barze. Podpierając dłonią twarz wlepiała swój znudzony wzrok w półki pełne różnokolorowych butelek wypełnionych alkoholem. Barman kręcił się z jednego końca na drugi, polewając zamówiony napój, od czasu do czasu zamieniwszy słówko z klientem, zaśmiawszy się czasem ze słabego żartu. Wszyscy wokół świetnie się bawili. Tylko nie ona.
Wysoki chłopak stojący tuż obok niej nieświadomie bawił się swoim warkoczykiem, pochylając się nad szklanką pełną złotawego napoju. W końcu chwycił ją i jednym łykiem opróżnił jej zawartość. Drgnął i zamrugał szybko myśląc, że tego mu trzeba, by dziwna mgła nie przysłaniała mu widoku. Miał rację — ta po kilku sekundach minęła. Drgnął. Może jeszcze odrobinkę się napiję, myślał. Jakby zapomniał o swej towarzyszce, która rozważała właśnie, czy by czasem nie zawołać swojej przyjaciółki i po prostu wyjść.
— Może przestaniesz wreszcie pić? — zapytała z wyraźnym wyrzutem.
Tom spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili uśmiechnął się szeroko, jakby jej obecność była dla niego miłą niespodzianką. Wymruczał coś niezrozumiale, co tylko ją zdenerwowało. Odeszła więc w stronę tańczącego tłumu. Uniemożliwiła jej to jednak ręka silnie ściskająca jej ramię. Odwróciła się i zobaczyła Toma, który patrzył na nią spod zmarszczonych brwi. Wyrwała się gwałtownie, puszczając wiązankę przekleństw w jego stronę. Zepsuł mi cały wieczór, myślała rozgoryczona Taya. Jak można było aż tyle wypić? Żadnego umiaru, żadnego...
Nigdy nie myślała, że zrobi coś takiego, ale postarała się odszukać jakiegoś wolnego samca wzrokiem, podejść i zatańczyć. Padło na wysokiego bruneta w białej, wymiętej koszuli. Chłopak nie odmówił, wręcz przeciwnie — był wprost zachwycony jej prośbą. Przetańczyli razem dwie piosenki, jednak Taya, pomimo starań obcego chłopaka, nie odezwała się ani słowem.
W następnej kolejności dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Krążyła po tłumie, aż w końcu poczuła, jak ktoś delikatnie chwyta jej dłoń. Ku swemu największemu zdziwieniu ujrzała starszego Kaulitza. Uśmiechał się delikatnie, ale jego spojrzenie psuło efekt — nie można było w nich ujrzeć nic, co by ją zadowoliło. Mimo to chłopak poprosił ją szeptem do tańca. Nie odmówiła. I oboje milczeli, aż do końca utworu. Nie wiedziała, co się stało, co stało za jego przemianą. Ale ucieszyła się. Nie widziała w tym nic złego.
Po pewnym czasie Kaulitz po prostu stanął w miejscu. Nie ruszał się, tylko obserwował. Obserwował ją, bacznie jej się przyglądał. Aż w końcu zbliżył się ostrożnie i wyszeptał do jej ucha:
— Choć ze mną. Pokażę ci coś.
Taya widziała, jak pił. Wiedziała, że był pijany. Ale sposób, w jaki to mówił... po prostu ją urzekł. Mówiąc w ten sposób, poszłaby za nim w ogień.
Taya była osobą bardzo naiwną.
Oboje szli schodami w górę — Tom, ujmując delikatnie jej szczupłą dłoń, prowadził ją do sekretnego pomieszczenia, do pomieszczenia, do którego nie miał wstępu nikt. Pokój był niewielki — pod ścianami o kolorze głębokiego fioletu stała wielka, drewniana szafa sięgająca aż po sam sufit, łóżko dwuosobowe, a po jego obu stronach stały stoliki nocne, na których postawiono dwie czerwone lampy, i kilka fotelów. Nic więcej. Kaulitz otworzył przed nią drzwi, by weszła do środka. Gdy je zamknął, przekręcił w zamku klucz. Teraz już nikt im nie zakłóci spokoju.
Jej naiwność była jej ogromną zgubą.
Dziewczyna z zaciekawieniem oglądała pokój. Tymczasem Tom zakradł się od tyłu, dotykając jej ramion, delikatnie je masując. To było przyjemne. Taya zamknęła oczy, lecz tylko na chwilę. Zaraz potem odsunęła się od niego, przysiadając na miękkim łóżku. Kaulitz nadal uważnie ją obserwował, nie odrywał od niej swoich oczu. Oczu, w których pojawiały się niepokojące błyski.
Jakaż ona była nieświadoma! Uciekaj, dziewczyno, uciekaj, krzycz!
Ale ona po prostu tam siedziała. Bo przecież cóż on mógł jej tu zrobić? Co z tego, że byli sami. On był pijany. Pokój był zamknięty na klucz, który był dobrze ukryty. Przecież to absolutnie nic nie oznaczało.
Tom już w następnej chwili był tuż obok niej. Pochylił się ku niej, czuł jej oddech, jej przyspieszone bicie serca. Ujął dłońmi jej twarz, przybliżając ku swojej. Dziewczyna jednak się odsunęła. Ostrożnie, powoli. On usiadł obok niej, bardzo blisko, chcąc pocałować. Taya pchnęła go. Nie zadziałało. Pchnęła mocniej. Kaulitz zaśmiał się obrzydliwie. Białowłosa zaczęła się bać. Czując pocałunki na swoim ciele, pchnęła go z całej siły. Będąc otumaniony alkoholem, nie zdołał utrzymać równowagi i upadł. Korzystając z okazji, wstała, chcąc wyjść. Pchnęła drzwi, te jednak nawet nie drgnęły.
Wtedy Tom mocno szarpnął ją za długie włosy, gwałtownie pociągnął w swoją stronę i mocno złapał za rękę. Taya wrzasnęła głośno, czym tylko go rozwścieczyła wymierzył w jej policzek. Rozległo się głośne plaśnięcie i jęk dziewczyny. Płakała. Cóż innego mogła w takiej sytuacji zrobić? Usłyszał jakieś kroki. Szybko zatkał dziewczynie usta. Nie odzywaj się, kruszynko, tak będzie dla ciebie lepiej...
Była tak naiwna...

***

— Taya!!! — wrzeszczała z całych sił Hekate, waląc pięścią w drzwi. Już dawno nie czuła takiego strachu — rozlewał się po całym jej ciele, niczym trucizna, która powoli porażała jej mięśnie, przeszkadzała w racjonalnym myśleniu. Dyszała ciężko, serce biło o wiele szybciej, niż powinno. Płonęła. Płonęła strachem i nienawiścią. Zabije tego, który był w środku i ją krzywdził. Nie daruję. I niech żałuje ze wszystkich sił, gdy zakpi z jej słów nie wiedząc, iż ona nigdy nie żartuje. Nie w kwestiach tak ważnych.
— Odsuń się! — krzyknął ktoś stojący tuż obok. Wysoki chłopak o czarnych, długich włosach chciał wyważyć drzwi. Choć Heki pragnęła go udusić, bo w głębi uważała go za współwinnego, posłusznie się odsunęła, jednak zrobiła to z pewnym zawahaniem. Szczerze wątpiła w powodzenie jego planów i już się zaczęła zastanawiać, co robić, gdy drzwi runęły z hukiem. Nie czekając na nic innego wbiegła do środka. I, w przeciwieństwie do Billa, który był okropnie zszokowany, zawiedziony, zdruzgotany, ona wiedziała od razu, kto za tym stał. Czuła, była pewna. Uchwyciła wzrokiem swoją przyjaciółkę, która leżała na podłodze, najprawdopodobniej odrzuconą brutalnie jak zepsutą zabawkę. Zakrywała swój policzek dłonią i płakała. Nie tracąc więc czasu, Hekate podeszłą do gnębiciela i uderzyła go zaciśniętą pięścią w nos. Mężczyzna zawył, upadając na łózko. Nikt jednak się nim nie zajmował, gdyż zarówno Bill, choć dopiero po chwili, jaka zajęła mu, by oprzytomnieć po doznanym szoku, jak i oczywiście Hekate, która już ją powoli podnosiła i przytulała.
— Leć po apteczkę — rozkazała Billowi, który wydawał się zagubiony w całej sytuacji. — I zadzwoń po policję...
— Nie! — krzyknął przerażony. — Nie chcesz chyba go...
— CZY TY WIDZISZ CO ON JEJ ZROBIŁ I NIE DOMYŚLASZ SIĘ, CO ZROBIĆ CHCIAŁ?!
— Spokojnie, to...
Przerwał mu jednak Georg, który wpadł do środka. Wybałuszył oczy i podbiegł do białowłosej. Tymczasem Bill już pobiegł po apteczkę, a ta jakby leżała tuż za drzwiami, bo młodszy Kaulitz już po paru chwilach opatrywał policzek, który był rozcięty.
— Nie płacz, nie płacz... — uspakajała ją Hekate, masując ramię i głaszcząc włosy. — Czujesz się dobrze? Możesz już wstać? Dobrze... — widząc, że Taya delikatnie się chwieje, natychmiast ją podtrzymywała. Pomógł jej Bill. — Wyjdźmy stąd. Nie, tylko my dwie — warknęła widząc, że Georg i niedawno przybyły Gustav chcieli im towarzyszyć.
Zostawiając ich, udały się stronę wyjścia. Zaproszeni nadal się wspaniale bawili, wesoło tańczyli, rozmawiali, śmiali się. Nikt nie zauważył, że gość honorowy płakał. Bo przecież kogóż to mogło obchodzić?
Wychodząc na wewnątrz, świeże powietrze uderzające w dziewczyny z ogromną siłą podziało na Tayę jak balsam. Spróbowała głęboko odetchnąć, lecz w głowie nadal się jej kręciło.
— Zatrzymajmy się — poprosiła. Stanęła, opierając się o jedną z kolumn, które podtrzymywały wielki balkon. Oddychała głęboko, oczy miała szeroko otwarte. Wciąż nie mogła wybudzić się z ogarniającego ją szoku, strachu. Była po prostu spanikowana, nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Działo się to tak szybko...
— Chodźmy do domu — szepnęła Hekate. Zamiast pójść w stronę domu, ona po porostu przytuliła się do przyjaciółki i zaczęła płakać. A ona to rozumiała. Potrafiła zwyrodnialcowi przywiać w nos, ale i potrafiła zrozumieć i pocieszyć bliskich sobie ludzi. Nie każdy wiedział, że Hekate była do tego zdolna.
Trochę to trwało, zanim zdołała się uspokoić. Dopiero wówczas zdecydowała się wrócić do domu. I wtedy zdarzyły się jednocześnie dwie rzeczy.
Pierwszą z nich było dziwne zachowanie Hekate. Tym razem to ona wydawała się być czymś zmartwiona, przygnębiona. Stanęła, patrząc gdzieś w dal. A tam z ciemności wyłaniała się jakaś sylwetka. Pogrążoną w mroku uliczką oświetlaną przez jedyną latarnię, która stała na jej samym końcu, prawie w całości ukryta za jakimś starym budynkiem, bardzo powoli szedł mężczyzna. W pewnej chwili stanął. Odgarnął swoje długie, lekko falowane włosy i patrzył. Spojrzenia jego i Hekate spotkały się. Żadne z nich nie wiedziało, co miało zrobić.
W tym samym czasie Taya usłyszała skrzyp otwieranych drzwi, które zostały otworzone w takim impetem, że zaraz potem z trzaskiem uderzyły o ścianę. Ku niej biegł nie kto inny, jak Bill. Zatrzymał się tuż przed nią, oddychając głęboko.
Gdy tylko zobaczyła to Hekate, odwróciła się od mężczyzny, którego twarzy wciąż nie było widać, i zgromiła wzrokiem młodszego z braci. Nie podobało jej się, że wciąż czegoś od Tayi chciał.
— Czego?! — warknęła. Mimowolnie spojrzała też w tył.
Bill spojrzał na nią i uniósł wysoko ręce.
— Spokojnie. Chcę tylko porozmawiać... wyjaśnić...
— Tu nie ma czego...
— Heki — przerwała Taya — idź. Idź do niego. Nas zostaw samych. Proszę.
Hekate westchnęła. Pokusa była zbyt duża, bardzo chciała się z nim zobaczyć. Ale czuła też strach. Nie mogła wiedzieć, czy Taya będzie bezpieczna. Miała ją odprowadzić do domu, przecież ona cała się trzęsła!
— Poradzę sobie — uspakajała ją Taya. — Attyla na ciebie czeka. Macie wiele do wyjaśnienia.
Heki spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Nigdy przecież mu nie ufała. A teraz tak po prostu chciała, by o niego poszła. Może chciała zostać sama z tym... Ale po co? Nadal się wahała, lecz Taya nalegała. W końcu odwróciła się w stronę Fala, ruszyła wolnym krokiem w jego stronę. Bała się. Bała się tego, co powie, co zrobi. Ich ostatnia rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Już widziała jego twarz. On też był niepewny. Oczy smutne, z domieszką zaskoczenia i nadziei. Na twarzy malowało się lekkie napięcie. On też się obawiał tej rozmowy. Widzisz Taya, pomyślała, to nie jest potwór. To dobry człowiek, który zbłądził. Tylko tyle.
Przez krótką chwilę stali przed sobą. Po chwili jednak Attyla objął ją, głaszcząc po włosach. Zamienili kilka słów, bardzo cicho i spokojnie, by razem odejść w ciemność. Temu wszystkiemu w ciszy przyglądali się Taya i Bill. Białowłosa wcale nie była zła na przyjaciółkę. Spojrzała na Kaulitza, który wciąż obserwował oddalającą się parę.
— Wyglądają na naprawdę w sobie zakochanych — powiedział w końcu.
Taya nie odpowiedziała.
— Taya — zaczął powoli Bill — To, co się wydarzyło, to...
— Chcesz przeprosić — przerwała. — Wiem.
— Jestem pewien, że nigdy nam tego nie wybaczysz...
— Nie wiem — wyznała. — Jestem człowiekiem słabego charakteru. Pewnie nie zapomnę czegoś takiego do końca, ale będę musiała z tym żyć.
— Nie chciałbym, byś pomyślała sobie źle o moim bracie.
Białowłosa uśmiechnęła się delikatnie. Przeszył ją delikatny dreszcz.
— Chyba za późno.
— On nie jest taki, jak... jak pokazał. Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło. Możesz mi wierzyć. Gdy tylko wróci do normalnego stanu, że tak powiem, będzie żałował, będzie chciał cię przepraszać, błagać o twoje wybaczenie. Jestem pewien, znam go. Fakt, bywa bezczelny, irytujący, nieodpowiedzialny, ale... — Przerwał ucieszony, że Taya zachichotała. — Wierzysz mi?
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy.
— Chyba nie mam wyboru. Jednak uszanuj to, że na razie nie chcę go widzieć. Ale tylko na razie. Mówiłam już — słaby charakter.
Szli chwilę w ciszy, która wcale ich nie krępowała.
— Cała się trzęsiesz — zauważył Bill. — Zimno ci? A może jeszcze szok cię trzyma?
— To nic...
— Tu niedaleko jest kawiarenka nocna. Może tam wstąpimy? Ogrzejesz się, trochę uspokoisz...
Taya wzięła głęboki oddech.
— Dobrze — odrapała niepewnie. — Na chwilę możemy się tam zatrzymać.

***

Moja głowa, pomyślał. Moje gardło. Cholera, dajcie mi wodę!
Tom leżał na wielkim, mięciutkim łóżku pod bardzo dziwnym kątem. Głowę miał położoną na poduszkach, które prawie się osunęły na podłogę, jedna noga zwisała z łóżka, drugą miał zgiętą. Ręce zaś były szeroko rozłożone. Jednak to, że było mu okropnie niewygodnie było niczym w porównaniu z jego samopoczuciem. Chyba jestem chory, pomyślał. Wstał, chcąc rozprostować sobie kości. Usłyszał ciche klikanie — to kości mu strzelały, przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Na samym początku nie poznał miejsca, w którym się znajdował. To łóżko już gdzieś widział, ale bałagan panujący wokół nieco przeszkadzał w obserwacjach. Przedarł się przez stosy ubrań i papierów leżących na podłodze i trafił do kuchni. Czym prędzej odszukał jakikolwiek napój. Znalazł butelkę z wodą mineralną. Przyssał się do niej, a gdy skończył, z prawie całej zawartości butelki zostało mniejsze pół. Jeszcze raz się rozejrzał. Zaraz, myślał, choć ból głowy nieco mu to utrudniał. Jestem w domu. Ale jak...
Nic nie pamiętał z tego, co działo się wcześniej. Miał pustkę w głowie, czarną dziurę. Wrócił do sypialni, zirytowany panującym tu bałaganem, odszukał telefon i wybrał numer swojego brata. Odebrał po kilku sygnałach.
— Co jest? — zapytał na powitanie. Jego głos był przepełniony chłodem i wstrętem.
— To ja bym chciał o to zapytać — powiedział, chrypiąc. Jego gardło jeszcze nie przyzwyczaiło się do mowy. — Co ci jest? Gdzie jesteś? I co się wczoraj działo?
— Nie będę o tym gadał przez telefon — wycedził Bill.
— Dobra, dobra, spokojnie, nie gryź.
— Masz posprzątać w domu.
— CO?! — krzyknął.
— Przez ciebie sprzątaczka złożyła wymówienie. Można by rzec, że sam ją wyrzuciłeś.
— Jak to... ja nic nie pamiętam...
— Gdy przytaszczyliśmy cię do domu, kulturalnie zadzwoniłeś po sprzątaczkę. Nie wiedzieliśmy, po co ją budziłeś w środku nocy. Gdy tu przyszła, zacząłeś się na nią drzeć, jednak wiele nie można był zrozumieć. Ale nieźle ją musiałeś zwyzywać, bo dostała takiego szału, że zaczęła wszystko wokół rozwalać.
— A ty, idioto, nic nie zrobiłeś?!
— Ja? Jeszcze jej premię za to zapłaciłem! — zawołał. — Należało się tej biednej kobiecie po tym, co jej nagadałeś. Dałem jej się wyżyć, wypłaciłem ostatnią pensję, dałem porządną premię i odprawiłem. W zasadzie to sama wyszła, ale... Tak czy tak, to twoja wina. Ja jestem u Josta, razem z Georgiem i Gustavem. Ty, jak sądzę, nie jesteś w odpowiednim do pracy stanie, więc sprzątaj.
Tom wyszedł z pokoju, zmierzając w stronę schodów. Wciąż był wzburzony tym, jak postąpił jego bliźniak. Jeszcze bardziej irytowało go to, że wciąż musiał nogą odgarniać jakieś śmieci zalegające na podłodze.
— Dobra, jak chcesz, ty zdrajco...
— Sam się doigrałeś. — Cisza. — Tom? — Brak odpowiedzi. — TOM! Jesteś tam?!

***

— Jesteś chora! — wrzeszczała Hekate. Obie znajdowały się w domu białowłosej, która najwidoczniej postradała zmysły. — Nie puszczę cię tam!
— Mam gdzieś, czy mnie puścisz, czy nie. Sama mi powtarzasz, że mam być silna. Nie idę tam, by mu odpuścić. Idę żądać wyjaśnień. Teraz na pewno mi nic nie zrobi. Jak chcesz, możesz iść ze mną. A jak nie, to sama do niego pójdę.
— Gadaniem lepiej zajmę się ja. Ale będę go mogła zamordować? Najlepiej jak najbrutalniej.
Taya wzruszyła ramionami. Zamknęła za Hekate drzwi i obie ruszyły w stronę domu Kaulitzów. Domyślała się, że będzie tam jakaś ochrona. Więc ich nie wpuszczą. Co prawda przerwa zespołu trwała już dobre kilka lat, nadal jednak byli sławami.
W końcu stały tuż przed domem. Zdziwiła się okropnie widząc tylko jednego ochroniarza, który chodził wzdłuż ogrodzenia. A może nas wpuści, myślała. Nie, raczej nie wpuści...
— Hej! A wy to kto?
Odwróciła się. Ku niej szła wysoka, szczupła dziewczyna o długich, brązowych włosach.
— Co robicie pod domem Kaulitzów? — zapytała podejrzliwie. Hekate zmiażdżyła ją swoim spojrzeniem.
— Yyyee... szukam Toma... — wyjąkała białowłosa.
— Znasz go?
Taya kiwnęła głową.
— Tylko nie wiem, czy nas tam wpuści...
— Jestem Erin — powiedziała, wyciągając dłoń do obu dziewczyn. — Kuzynka Georga. A wy?
— Taya. Ich znajoma...
— A ty.? — zapytała zwracając się do Hekate. Ta jednak nie uznała za odpowiednie przedstawić się jakiejś Erin, więc po prostu milczała.
— No dobra... Max! — wrzasnęła do ochroniarza. — Wpuść je! — Po chwili zwróciła się do białowłosej. — Ale nie wiem, czy tam będą. Ja idę do Georga, a on jest w studiu. Z tego, co wiem, to z całą resztą. Nie wiem, co tam robią, ale na pewno nie nagrywają. Jednak, skoro wszyscy tam są, to pewnie i Tom...
— Jeśli nie będzie do w domu, to wrócimy.
Erin wzruszyła ramionami.
— Jak chcesz. Miło się gadało. Do zobaczenia! — I odeszła. Przyjaciółki powoli przeszły na drugą stronę ulicy. Starając się nie patrzeć na strażnika, podeszły do ogromnych, masywnych drzwi. Taya zadzwoniła, lecz nikt nie odpowiadał. Pewnie Erin miała rację, pomyślała. Zadzwoniła jeszcze raz. Nic. Pchnęła drzwi, a one... otworzyły się. Weszły więc do środka. Jednak to, co zobaczyły, przechodziło wszelkie ich oczekiwania. Hekate stała oniemiała, a Taya wybałuszyła oczy ze strachu i wrzasnęła przerażająco.

1 komentarz:

  1. On ją chciał ZGWAŁCIĆ?! Rany... Z każdym odcinkiem robi się ciekawiej. Czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń