Przepraszam za moją nieobecność, ale jakoś wyjątkowo nie miałam czasu. Szlag, to coś okropnego. W przyszłym tygodniu w ogóle mnie nie będzie, dlatego zależało mi na tym, by opublikować "to coś" w ten weekend. Za ewentualne błędy przepraszam, ale to nie tyczy się tylko tego odcinka - to też tak na zaś. Pozdrawiam!
***Około
godzinę wcześniej***
B
|
iałowłosa dziewczyna
średniego wzrostu siedziała na wysokim stoliku przy barze. Podpierając dłonią
twarz wlepiała swój znudzony wzrok w półki pełne różnokolorowych butelek wypełnionych
alkoholem. Barman kręcił się z jednego końca na drugi, polewając zamówiony
napój, od czasu do czasu zamieniwszy słówko z klientem, zaśmiawszy się czasem
ze słabego żartu. Wszyscy wokół świetnie się bawili. Tylko nie ona.
Wysoki
chłopak stojący tuż obok niej nieświadomie bawił się swoim warkoczykiem, pochylając
się nad szklanką pełną złotawego napoju. W końcu chwycił ją i jednym łykiem
opróżnił jej zawartość. Drgnął i zamrugał szybko myśląc, że tego mu trzeba, by
dziwna mgła nie przysłaniała mu widoku. Miał rację — ta po kilku sekundach
minęła. Drgnął. Może jeszcze odrobinkę się napiję, myślał. Jakby zapomniał o
swej towarzyszce, która rozważała właśnie, czy by czasem nie zawołać swojej
przyjaciółki i po prostu wyjść.
—
Może przestaniesz wreszcie pić? — zapytała z wyraźnym wyrzutem.
Tom
spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili uśmiechnął się szeroko, jakby
jej obecność była dla niego miłą niespodzianką. Wymruczał coś niezrozumiale, co
tylko ją zdenerwowało. Odeszła więc w stronę tańczącego tłumu. Uniemożliwiła
jej to jednak ręka silnie ściskająca jej ramię. Odwróciła się i zobaczyła Toma,
który patrzył na nią spod zmarszczonych brwi. Wyrwała się gwałtownie,
puszczając wiązankę przekleństw w jego stronę. Zepsuł mi cały wieczór, myślała
rozgoryczona Taya. Jak można było aż tyle wypić? Żadnego umiaru, żadnego...
Nigdy
nie myślała, że zrobi coś takiego, ale postarała się odszukać jakiegoś wolnego
samca wzrokiem, podejść i zatańczyć. Padło na wysokiego bruneta w białej,
wymiętej koszuli. Chłopak nie odmówił, wręcz przeciwnie — był wprost zachwycony
jej prośbą. Przetańczyli razem dwie piosenki, jednak Taya, pomimo starań obcego
chłopaka, nie odezwała się ani słowem.
W
następnej kolejności dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Krążyła po tłumie, aż
w końcu poczuła, jak ktoś delikatnie chwyta jej dłoń. Ku swemu największemu
zdziwieniu ujrzała starszego Kaulitza. Uśmiechał się delikatnie, ale jego
spojrzenie psuło efekt — nie można było w nich ujrzeć nic, co by ją zadowoliło.
Mimo to chłopak poprosił ją szeptem do tańca. Nie odmówiła. I oboje milczeli,
aż do końca utworu. Nie wiedziała, co się stało, co stało za jego przemianą.
Ale ucieszyła się. Nie widziała w tym nic złego.
Po
pewnym czasie Kaulitz po prostu stanął w miejscu. Nie ruszał się, tylko
obserwował. Obserwował ją, bacznie jej się przyglądał. Aż w końcu zbliżył się
ostrożnie i wyszeptał do jej ucha:
—
Choć ze mną. Pokażę ci coś.
Taya
widziała, jak pił. Wiedziała, że był pijany. Ale sposób, w jaki to mówił... po
prostu ją urzekł. Mówiąc w ten sposób, poszłaby za nim w ogień.
Taya
była osobą bardzo naiwną.
Oboje
szli schodami w górę — Tom, ujmując delikatnie jej szczupłą dłoń, prowadził ją
do sekretnego pomieszczenia, do pomieszczenia, do którego nie miał wstępu nikt.
Pokój był niewielki — pod ścianami o kolorze głębokiego fioletu stała wielka,
drewniana szafa sięgająca aż po sam sufit, łóżko dwuosobowe, a po jego obu
stronach stały stoliki nocne, na których postawiono dwie czerwone lampy, i
kilka fotelów. Nic więcej. Kaulitz otworzył przed nią drzwi, by weszła do
środka. Gdy je zamknął, przekręcił w zamku klucz. Teraz już nikt im nie zakłóci
spokoju.
Jej
naiwność była jej ogromną zgubą.
Dziewczyna
z zaciekawieniem oglądała pokój. Tymczasem Tom zakradł się od tyłu, dotykając
jej ramion, delikatnie je masując. To było przyjemne. Taya zamknęła oczy, lecz
tylko na chwilę. Zaraz potem odsunęła się od niego, przysiadając na miękkim
łóżku. Kaulitz nadal uważnie ją obserwował, nie odrywał od niej swoich oczu.
Oczu, w których pojawiały się niepokojące błyski.
Jakaż
ona była nieświadoma! Uciekaj, dziewczyno, uciekaj, krzycz!
Ale
ona po prostu tam siedziała. Bo przecież cóż on mógł jej tu zrobić? Co z tego,
że byli sami. On był pijany. Pokój był zamknięty na klucz, który był dobrze
ukryty. Przecież to absolutnie nic nie oznaczało.
Tom
już w następnej chwili był tuż obok niej. Pochylił się ku niej, czuł jej
oddech, jej przyspieszone bicie serca. Ujął dłońmi jej twarz, przybliżając ku
swojej. Dziewczyna jednak się odsunęła. Ostrożnie, powoli. On usiadł obok niej,
bardzo blisko, chcąc pocałować. Taya pchnęła go. Nie zadziałało. Pchnęła
mocniej. Kaulitz zaśmiał się obrzydliwie. Białowłosa zaczęła się bać. Czując
pocałunki na swoim ciele, pchnęła go z całej siły. Będąc otumaniony alkoholem,
nie zdołał utrzymać równowagi i upadł. Korzystając z okazji, wstała, chcąc wyjść.
Pchnęła drzwi, te jednak nawet nie drgnęły.
Wtedy
Tom mocno szarpnął ją za długie włosy, gwałtownie pociągnął w swoją stronę i
mocno złapał za rękę. Taya wrzasnęła głośno, czym tylko go rozwścieczyła
wymierzył w jej policzek. Rozległo się głośne plaśnięcie i jęk dziewczyny.
Płakała. Cóż innego mogła w takiej sytuacji zrobić? Usłyszał jakieś kroki.
Szybko zatkał dziewczynie usta. Nie odzywaj się, kruszynko, tak będzie dla
ciebie lepiej...
Była
tak naiwna...
***
—
Taya!!! — wrzeszczała z całych sił Hekate, waląc pięścią w drzwi. Już dawno nie
czuła takiego strachu — rozlewał się po całym jej ciele, niczym trucizna, która
powoli porażała jej mięśnie, przeszkadzała w racjonalnym myśleniu. Dyszała
ciężko, serce biło o wiele szybciej, niż powinno. Płonęła. Płonęła strachem i
nienawiścią. Zabije tego, który był w środku i ją krzywdził. Nie daruję. I
niech żałuje ze wszystkich sił, gdy zakpi z jej słów nie wiedząc, iż ona nigdy
nie żartuje. Nie w kwestiach tak ważnych.
—
Odsuń się! — krzyknął ktoś stojący tuż obok. Wysoki chłopak o czarnych, długich
włosach chciał wyważyć drzwi. Choć Heki pragnęła go udusić, bo w głębi uważała
go za współwinnego, posłusznie się odsunęła, jednak zrobiła to z pewnym
zawahaniem. Szczerze wątpiła w powodzenie jego planów i już się zaczęła
zastanawiać, co robić, gdy drzwi runęły z hukiem. Nie czekając na nic innego
wbiegła do środka. I, w przeciwieństwie do Billa, który był okropnie
zszokowany, zawiedziony, zdruzgotany, ona wiedziała od razu, kto za tym stał.
Czuła, była pewna. Uchwyciła wzrokiem swoją przyjaciółkę, która leżała na
podłodze, najprawdopodobniej odrzuconą brutalnie jak zepsutą zabawkę. Zakrywała
swój policzek dłonią i płakała. Nie tracąc więc czasu, Hekate podeszłą do
gnębiciela i uderzyła go zaciśniętą pięścią w nos. Mężczyzna zawył, upadając na
łózko. Nikt jednak się nim nie zajmował, gdyż zarówno Bill, choć dopiero po
chwili, jaka zajęła mu, by oprzytomnieć po doznanym szoku, jak i oczywiście
Hekate, która już ją powoli podnosiła i przytulała.
—
Leć po apteczkę — rozkazała Billowi, który wydawał się zagubiony w całej
sytuacji. — I zadzwoń po policję...
—
Nie! — krzyknął przerażony. — Nie chcesz chyba go...
—
CZY TY WIDZISZ CO ON JEJ ZROBIŁ I NIE DOMYŚLASZ SIĘ, CO ZROBIĆ CHCIAŁ?!
—
Spokojnie, to...
Przerwał
mu jednak Georg, który wpadł do środka. Wybałuszył oczy i podbiegł do białowłosej.
Tymczasem Bill już pobiegł po apteczkę, a ta jakby leżała tuż za drzwiami, bo
młodszy Kaulitz już po paru chwilach opatrywał policzek, który był rozcięty.
—
Nie płacz, nie płacz... — uspakajała ją Hekate, masując ramię i głaszcząc
włosy. — Czujesz się dobrze? Możesz już wstać? Dobrze... — widząc, że Taya
delikatnie się chwieje, natychmiast ją podtrzymywała. Pomógł jej Bill. —
Wyjdźmy stąd. Nie, tylko my dwie — warknęła widząc, że Georg i niedawno
przybyły Gustav chcieli im towarzyszyć.
Zostawiając
ich, udały się stronę wyjścia. Zaproszeni nadal się wspaniale bawili, wesoło
tańczyli, rozmawiali, śmiali się. Nikt nie zauważył, że gość honorowy płakał.
Bo przecież kogóż to mogło obchodzić?
Wychodząc
na wewnątrz, świeże powietrze uderzające w dziewczyny z ogromną siłą podziało
na Tayę jak balsam. Spróbowała głęboko odetchnąć, lecz w głowie nadal się jej
kręciło.
—
Zatrzymajmy się — poprosiła. Stanęła, opierając się o jedną z kolumn, które
podtrzymywały wielki balkon. Oddychała głęboko, oczy miała szeroko otwarte.
Wciąż nie mogła wybudzić się z ogarniającego ją szoku, strachu. Była po prostu
spanikowana, nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Działo się to tak
szybko...
—
Chodźmy do domu — szepnęła Hekate. Zamiast pójść w stronę domu, ona po porostu
przytuliła się do przyjaciółki i zaczęła płakać. A ona to rozumiała. Potrafiła
zwyrodnialcowi przywiać w nos, ale i potrafiła zrozumieć i pocieszyć bliskich
sobie ludzi. Nie każdy wiedział, że Hekate była do tego zdolna.
Trochę
to trwało, zanim zdołała się uspokoić. Dopiero wówczas zdecydowała się wrócić
do domu. I wtedy zdarzyły się jednocześnie dwie rzeczy.
Pierwszą
z nich było dziwne zachowanie Hekate. Tym razem to ona wydawała się być czymś
zmartwiona, przygnębiona. Stanęła, patrząc gdzieś w dal. A tam z ciemności
wyłaniała się jakaś sylwetka. Pogrążoną w mroku uliczką oświetlaną przez jedyną
latarnię, która stała na jej samym końcu, prawie w całości ukryta za jakimś
starym budynkiem, bardzo powoli szedł mężczyzna. W pewnej chwili stanął.
Odgarnął swoje długie, lekko falowane włosy i patrzył. Spojrzenia jego i Hekate
spotkały się. Żadne z nich nie wiedziało, co miało zrobić.
W
tym samym czasie Taya usłyszała skrzyp otwieranych drzwi, które zostały
otworzone w takim impetem, że zaraz potem z trzaskiem uderzyły o ścianę. Ku
niej biegł nie kto inny, jak Bill. Zatrzymał się tuż przed nią, oddychając
głęboko.
Gdy
tylko zobaczyła to Hekate, odwróciła się od mężczyzny, którego twarzy wciąż nie
było widać, i zgromiła wzrokiem młodszego z braci. Nie podobało jej się, że
wciąż czegoś od Tayi chciał.
—
Czego?! — warknęła. Mimowolnie spojrzała też w tył.
Bill
spojrzał na nią i uniósł wysoko ręce.
—
Spokojnie. Chcę tylko porozmawiać... wyjaśnić...
—
Tu nie ma czego...
—
Heki — przerwała Taya — idź. Idź do niego. Nas zostaw samych. Proszę.
Hekate
westchnęła. Pokusa była zbyt duża, bardzo chciała się z nim zobaczyć. Ale czuła
też strach. Nie mogła wiedzieć, czy Taya będzie bezpieczna. Miała ją
odprowadzić do domu, przecież ona cała się trzęsła!
—
Poradzę sobie — uspakajała ją Taya. — Attyla na ciebie czeka. Macie wiele do
wyjaśnienia.
Heki
spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Nigdy przecież mu nie ufała. A
teraz tak po prostu chciała, by o niego poszła. Może chciała zostać sama z
tym... Ale po co? Nadal się wahała, lecz Taya nalegała. W końcu odwróciła się w
stronę Fala, ruszyła wolnym krokiem w jego stronę. Bała się. Bała się tego, co
powie, co zrobi. Ich ostatnia rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Już
widziała jego twarz. On też był niepewny. Oczy smutne, z domieszką zaskoczenia
i nadziei. Na twarzy malowało się lekkie napięcie. On też się obawiał tej
rozmowy. Widzisz Taya, pomyślała, to nie jest potwór. To dobry człowiek, który
zbłądził. Tylko tyle.
Przez
krótką chwilę stali przed sobą. Po chwili jednak Attyla objął ją, głaszcząc po
włosach. Zamienili kilka słów, bardzo cicho i spokojnie, by razem odejść w ciemność.
Temu wszystkiemu w ciszy przyglądali się Taya i Bill. Białowłosa wcale nie była
zła na przyjaciółkę. Spojrzała na Kaulitza, który wciąż obserwował oddalającą
się parę.
—
Wyglądają na naprawdę w sobie zakochanych — powiedział w końcu.
Taya
nie odpowiedziała.
—
Taya — zaczął powoli Bill — To, co się wydarzyło, to...
—
Chcesz przeprosić — przerwała. — Wiem.
—
Jestem pewien, że nigdy nam tego nie wybaczysz...
—
Nie wiem — wyznała. — Jestem człowiekiem słabego charakteru. Pewnie nie zapomnę
czegoś takiego do końca, ale będę musiała z tym żyć.
—
Nie chciałbym, byś pomyślała sobie źle o moim bracie.
Białowłosa
uśmiechnęła się delikatnie. Przeszył ją delikatny dreszcz.
—
Chyba za późno.
—
On nie jest taki, jak... jak pokazał. Nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło.
Możesz mi wierzyć. Gdy tylko wróci do normalnego stanu, że tak powiem, będzie
żałował, będzie chciał cię przepraszać, błagać o twoje wybaczenie. Jestem
pewien, znam go. Fakt, bywa bezczelny, irytujący, nieodpowiedzialny, ale... —
Przerwał ucieszony, że Taya zachichotała. — Wierzysz mi?
Dziewczyna
spojrzała mu prosto w oczy.
—
Chyba nie mam wyboru. Jednak uszanuj to, że na razie nie chcę go widzieć. Ale
tylko na razie. Mówiłam już — słaby charakter.
Szli
chwilę w ciszy, która wcale ich nie krępowała.
—
Cała się trzęsiesz — zauważył Bill. — Zimno ci? A może jeszcze szok cię trzyma?
—
To nic...
—
Tu niedaleko jest kawiarenka nocna. Może tam wstąpimy? Ogrzejesz się, trochę
uspokoisz...
Taya
wzięła głęboki oddech.
—
Dobrze — odrapała niepewnie. — Na chwilę możemy się tam zatrzymać.
***
Moja
głowa, pomyślał. Moje gardło. Cholera, dajcie mi wodę!
Tom
leżał na wielkim, mięciutkim łóżku pod bardzo dziwnym kątem. Głowę miał położoną
na poduszkach, które prawie się osunęły na podłogę, jedna noga zwisała z łóżka,
drugą miał zgiętą. Ręce zaś były szeroko rozłożone. Jednak to, że było mu
okropnie niewygodnie było niczym w porównaniu z jego samopoczuciem. Chyba
jestem chory, pomyślał. Wstał, chcąc rozprostować sobie kości. Usłyszał ciche
klikanie — to kości mu strzelały, przetarł oczy i rozejrzał się po
pomieszczeniu.
Na
samym początku nie poznał miejsca, w którym się znajdował. To łóżko już gdzieś
widział, ale bałagan panujący wokół nieco przeszkadzał w obserwacjach. Przedarł
się przez stosy ubrań i papierów leżących na podłodze i trafił do kuchni. Czym
prędzej odszukał jakikolwiek napój. Znalazł butelkę z wodą mineralną. Przyssał
się do niej, a gdy skończył, z prawie całej zawartości butelki zostało mniejsze
pół. Jeszcze raz się rozejrzał. Zaraz, myślał, choć ból głowy nieco mu to
utrudniał. Jestem w domu. Ale jak...
Nic
nie pamiętał z tego, co działo się wcześniej. Miał pustkę w głowie, czarną
dziurę. Wrócił do sypialni, zirytowany panującym tu bałaganem, odszukał telefon
i wybrał numer swojego brata. Odebrał po kilku sygnałach.
—
Co jest? — zapytał na powitanie. Jego głos był przepełniony chłodem i wstrętem.
—
To ja bym chciał o to zapytać — powiedział, chrypiąc. Jego gardło jeszcze nie
przyzwyczaiło się do mowy. — Co ci jest? Gdzie jesteś? I co się wczoraj działo?
—
Nie będę o tym gadał przez telefon — wycedził Bill.
—
Dobra, dobra, spokojnie, nie gryź.
—
Masz posprzątać w domu.
—
CO?! — krzyknął.
—
Przez ciebie sprzątaczka złożyła wymówienie. Można by rzec, że sam ją
wyrzuciłeś.
—
Jak to... ja nic nie pamiętam...
—
Gdy przytaszczyliśmy cię do domu, kulturalnie zadzwoniłeś po sprzątaczkę. Nie
wiedzieliśmy, po co ją budziłeś w środku nocy. Gdy tu przyszła, zacząłeś się na
nią drzeć, jednak wiele nie można był zrozumieć. Ale nieźle ją musiałeś
zwyzywać, bo dostała takiego szału, że zaczęła wszystko wokół rozwalać.
—
A ty, idioto, nic nie zrobiłeś?!
—
Ja? Jeszcze jej premię za to zapłaciłem! — zawołał. — Należało się tej biednej
kobiecie po tym, co jej nagadałeś. Dałem jej się wyżyć, wypłaciłem ostatnią
pensję, dałem porządną premię i odprawiłem. W zasadzie to sama wyszła, ale...
Tak czy tak, to twoja wina. Ja jestem u Josta, razem z Georgiem i Gustavem. Ty,
jak sądzę, nie jesteś w odpowiednim do pracy stanie, więc sprzątaj.
Tom
wyszedł z pokoju, zmierzając w stronę schodów. Wciąż był wzburzony tym, jak postąpił
jego bliźniak. Jeszcze bardziej irytowało go to, że wciąż musiał nogą odgarniać
jakieś śmieci zalegające na podłodze.
—
Dobra, jak chcesz, ty zdrajco...
—
Sam się doigrałeś. — Cisza. — Tom? — Brak odpowiedzi. — TOM! Jesteś tam?!
***
—
Jesteś chora! — wrzeszczała Hekate. Obie znajdowały się w domu białowłosej,
która najwidoczniej postradała zmysły. — Nie puszczę cię tam!
—
Mam gdzieś, czy mnie puścisz, czy nie. Sama mi powtarzasz, że mam być silna.
Nie idę tam, by mu odpuścić. Idę żądać wyjaśnień. Teraz na pewno mi nic nie
zrobi. Jak chcesz, możesz iść ze mną. A jak nie, to sama do niego pójdę.
—
Gadaniem lepiej zajmę się ja. Ale będę go mogła zamordować? Najlepiej jak
najbrutalniej.
Taya
wzruszyła ramionami. Zamknęła za Hekate drzwi i obie ruszyły w stronę domu Kaulitzów.
Domyślała się, że będzie tam jakaś ochrona. Więc ich nie wpuszczą. Co prawda
przerwa zespołu trwała już dobre kilka lat, nadal jednak byli sławami.
W
końcu stały tuż przed domem. Zdziwiła się okropnie widząc tylko jednego
ochroniarza, który chodził wzdłuż ogrodzenia. A może nas wpuści, myślała. Nie,
raczej nie wpuści...
—
Hej! A wy to kto?
Odwróciła
się. Ku niej szła wysoka, szczupła dziewczyna o długich, brązowych włosach.
—
Co robicie pod domem Kaulitzów? — zapytała podejrzliwie. Hekate zmiażdżyła ją
swoim spojrzeniem.
—
Yyyee... szukam Toma... — wyjąkała białowłosa.
—
Znasz go?
Taya
kiwnęła głową.
—
Tylko nie wiem, czy nas tam wpuści...
—
Jestem Erin — powiedziała, wyciągając dłoń do obu dziewczyn. — Kuzynka Georga.
A wy?
—
Taya. Ich znajoma...
—
A ty.? — zapytała zwracając się do Hekate. Ta jednak nie uznała za odpowiednie
przedstawić się jakiejś Erin, więc po prostu milczała.
—
No dobra... Max! — wrzasnęła do ochroniarza. — Wpuść je! — Po chwili zwróciła
się do białowłosej. — Ale nie wiem, czy tam będą. Ja idę do Georga, a on jest w
studiu. Z tego, co wiem, to z całą resztą. Nie wiem, co tam robią, ale na pewno
nie nagrywają. Jednak, skoro wszyscy tam są, to pewnie i Tom...
—
Jeśli nie będzie do w domu, to wrócimy.
Erin
wzruszyła ramionami.
—
Jak chcesz. Miło się gadało. Do zobaczenia! — I odeszła. Przyjaciółki powoli
przeszły na drugą stronę ulicy. Starając się nie patrzeć na strażnika, podeszły
do ogromnych, masywnych drzwi. Taya zadzwoniła, lecz nikt nie odpowiadał.
Pewnie Erin miała rację, pomyślała. Zadzwoniła jeszcze raz. Nic. Pchnęła drzwi,
a one... otworzyły się. Weszły więc do środka. Jednak to, co zobaczyły,
przechodziło wszelkie ich oczekiwania. Hekate stała oniemiała, a Taya wybałuszyła
oczy ze strachu i wrzasnęła przerażająco.
On ją chciał ZGWAŁCIĆ?! Rany... Z każdym odcinkiem robi się ciekawiej. Czytam dalej.
OdpowiedzUsuń