wtorek, 20 sierpnia 2013

26. Korzenie przyczyn


Taya nie wierzyła własnym oczom. Doskonale wiedziała, że coś takiego prędko się nie powtórzy, a niewykluczone, że już nigdy nie będzie miało miejsca. Zachichotała pod nosem na samą myśl o tym, że powinna napawać się tym widokiem, a może nawet zapamiętać wszystko na tyle, by po powrocie do domu zanotować to w notesie.
Widok rozdygotanej Hekate nie należał do częstych.
Kobieta o burzy czarnych, jak zwykle rozmierzwionych włosów rozglądała się dookoła z wyraźnym lękiem w oczach. Obie znajdowały się w ogromnej, jeszcze pustej sali balowej, która robiła niemałe wrażenie: nieskazitelnie czysta biel ścian niemal raziła w oczy, czarny marmur, którym wyłożona była podłoga, odbijała światło wspaniale zdobionych żyrandoli, a pięknie zdobione kremowe kolumny stojące tu i ówdzie cieszyły oko. Wówczas pustka, jaka przywitała obie przyjaciółki nieco przerażała: prócz nich nie towarzyszył im zupełnie nikt, a każdy najdrobniejszy dźwięk niósł za sobą potężne echo. Hekate, mimo swojej wybujałej wyobraźni, nie potrafiła choćby fantazjować o tym, że już niebawem spędzi tu najwspanialszy wieczór w swoim życiu. Naszła ją nawet myśl, że to ją przerasta, że to nie dla niej, jednak błyskawicznie ją odpędziła.
— Rusz się! — zawołała ze śmiechem Taya widząc, jak Hekate wciąż lustruje spojrzeniem ogromne pomieszczenie.
— To jest takie duże… — wymamrotała jakby do siebie. — Nie wiem, czy to potrzebne…
— Sala wcale nie jest wielka — powiedziała z miną znawcy i objęła ją ramieniem. — Spójrz, tam, w prawym rogu, będzie sporych wielkości bar. Nawet nie wiesz, ile on zajmie miejsca! Pomyśl jeszcze o tym, ile zajmą stoliki, które trzeba będzie ustawić tak, by nie przeszkadzały w dojściu do parkietu, ale by jednocześnie były w miarę blisko baru. No i oczywiście nie mogą być rozstawione ciasno, bo kelnerzy nie będą mieli jak się poruszać. No i wielki stół z jadłem, przy którym zasiądziemy wszyscy razem, bo oczywiście tłum będzie dzielił się na grupki dopiero później, o wiele później, jak się spiją i zmęczą tańcem… — Widząc niemałe przerażenie wymalowane na twarzy Hekate, Taya uśmiechnęła się pokrzepiająco. — Nie martw się! Wiesz przecież, że możesz na mnie liczyć, wszystkim się zajmę!
Czarnowłosa pokiwała nerwowo głową.
— Skoro wolisz zostać tutaj i wziąć ślub, zamiast uciec przed nim do Polski, do czego wciąż cię namawiam, no to nie mam wyjścia, jak tylko wszystkim tym się zająć. Na nieszczęście jestem twoją przyjaciółką, a z tym wiążą się pewne obowiązki.
Hekate zaśmiała się radośnie, co nieco ją rozluźniło. Taya uśmiechnęła się szeroko: o to właśnie jej chodziło.
— Tylko jest jeden problem — odezwała się nagle białowłosa, patrząc z powagą na Hekate. — Ja się nie znam na niemieckich tradycjach. Byłam wiele razy na polskich ślubach. Tutaj chyba jest podobnie, ale mają kilka swoich dziwnych zwyczajów… W ogóle to dlaczego by nie urządzić wesela po polsku?
— Bo jesteśmy w Niemczech — odparła tak, jakby odpowiedzi nauczyła się na pamięć. — Uzgodniliśmy z Falem, że zorganizujemy wszystko niemieckim zwyczajem, ale w skromnym wydaniu. Żadne z nas nie lubi przepychu. 
—  To widać — mruknęła Taya. — To wesele naprawdę będzie skromne...
— I jak, moje drogie panie? — Gdzieś z oddali usłyszały głośne wołanie. Odwróciły się w tamtą stronę i ujrzały młodego, wysokiego mężczyznę ubranego w garnitur. Szedł raźnym krokiem, uśmiechając się wesoło. — Spodobało się?
Taya spojrzała wyczekująco na Hekate, która wreszcie zdołała się nieco rozluźnić.
— Tak, jest wspaniale — odparła krótko.
— Otrzymałem listę i powiadamiam, że jesteśmy w stanie wypełnić każdy punkt: od dekoracje przez dania po muzykę. Wszystko będzie gotowe na czas, dwa tygodnie zdecydowanie nam wystarczą. Domyślam się też, że będzie pani nas często odwiedzała w celu nadzorowania prac. W ostatnich dniach przed weselem będzie najwięcej pracy i zakładam, że wieloma rzeczami będzie się pani chciała zająć osobiście…
— Dokładnie — odparła hardo.
— Nie mamy nic przeciwko, ma pani wolną rękę. Tak więc jeszcze raz gratuluję — mężczyzna podał Hekate dłoń, potrząsając nią energicznie — i dziękujemy za wybranie naszego lokalu. Nie będzie pani zawiedziona. A teraz przepraszam, muszę się oddalić. Do zobaczenia!
Obie kobiety jeszcze jakiś czas obserwowały w milczeniu, jak odchodził i znikał za wielkimi, dębowymi drzwiami.
— Przyjemny gość, co? — spytała Taya, wciąż nie odrywając wzroku.
— Całkiem całkiem, nie wygląda na groźnego. — Białowłosa podskoczyła i niemal zachłysnęła się gwałtownie nabranym powietrzem, gdy usłyszała tuż za sobą niski, przepełniony radością głos. Odwróciły się w jednej chwili i ujrzały przed sobą roześmianego Attylę. — Cześć, skarbie — zwrócił się do Hekate, całując ją czule na powitanie. — I jak, wszystko jest w porządku?
— Tak, choć Heki uważa, że sala jest duża — burknęła Taya, wywracając oczami. Wciąż jednak dłonie miała ułożone w miejscu, gdzie znajdowało się serce, jak gdyby mogło to uspokoić jego przyspieszone bicie. — Zupełnie nie ma wyobraźni, jakiegoś takiego zmysłu dekoracyjnego. Przecież tu będzie stała masa rzeczy i choć lista gości nie jest największa, to przy tym wszystkim i tak zrobi się tu niemały tłum, który sprawnie zapełni całe pomieszczenie. Jeszcze się będziecie przeciskać, by zatańczyć pierwszy taniec, zobaczycie!
Attyla uważnie przyjrzał się sali, jakby kazano mu zapamiętać dokładnie każdy szczegół.
— Będzie dobrze — zawyrokował po kilku chwilach ciszy. — Nie ma innego wyjścia, prawda? A ty co taka cicha? — spytał, obejmując Hekate.
— Ona dzisiaj przez cały czas taka cicha — mruknęła Taya z niedowierzaniem w głosie.
— Za to ty wyjątkowo rozgadana — odgryzła się czarnowłosa. — Stres mnie troszkę pokąsał, to tyle, naprawdę. Chodźmy już stąd, tu wszystko jest już załatwione.
Cała trójka wyszła z pomieszczenia, a w ich twarze natychmiast uderzył chłodny wiatr. Wrzesień wyraźnie niósł za sobą jesień, swym wiatrem, chłodem i ciemnymi chmurami podpowiadając, że nastąpi ona szybciej niż zwykle. Słońce jednak nie zniknęło zupełnie i walczyło o uwagę ludzi, wyłaniając się od czasu do czasu zza szarych obłoków.
— Czy ja o czymś nie wiem? — spytała Taya spoglądając w stronę długiego sznurka ciężarówek zmierzających w stronę centrum Berlina. Dawno czegoś takiego nie widziała i w pierwszej chwili pomyślała, że to materiały budowlane, które miały posłużyć do budowy jakiegoś wieżowca.
— W centrum kroi się coś większego — odpowiedział Fal. — Takie ciężarówki jeżdżą przez cały czas, a ludzi tam jak mrówek. Mieszkam tu całe życie, a nie wiem, co się dzieje — mruknął z niedowierzaniem. —  Pewnie jakiś koncert organizują. 
Długi czas szli w milczeniu, kiedy Attyla zatrzymał się przy jednym ze słupów ogłoszeniowych.
— Byłem blisko. To nie koncert tylko jakiś duży festiwal.
Dziewczyny przyjrzały się wielkiemu, kolorowemu plakatowi. Istotnie, dwudziestego dziewiątego września w Berlinie miał się odbyć festiwal na ogromną skalę: zapowiadano wiele koncertów i konkursów a wstęp, co dziwne, miał być darmowy. Krótko mówiąc, cały Berlin szykował się na wielka zabawę.
Była to jednak tak odległa perspektywa, że nie zainteresowała ich zbytnio. Poza tym według nich już niebawem miało się odbyć o wiele ważniejsze wydarzenie. Tak więc nie zastanawiając się nad tym dłużej ruszyli dalej, a że ich wędrówka nie miała konkretnego celu, za namową Attyli wstąpili do jednej z restauracji, w której żadne z nich wcześniej nie było. Wnętrze było przestronne, wypełnione luźno postawionymi stolikami, między którymi nietrudno było się poruszać. I choć całość nie przypominała tych wspaniałych lokali, w których skrzypkowie grali wolne melodie, a goście byli ubrani w najdroższe suknie i smokingi, wrażenie było jak najbardziej pozytywne, a to wszystko prze klimat, który tam panował. Z całą pewnością duży wkład miał w to wystrój: ściany wyłożone były boazerią, drewniane kolumny podtrzymywały strop, a ozdoby stanowiły wianki ze sztucznych kwiatów i obrazki przedstawiające łąki i lasy. Przy wejściu miało się wrażenie, że wstąpiło się do bardzo eleganckiej wersji karczmy.
Rozglądając się ciekawie po wnętrzu usiedli przy najbliższym stoliku. Ludzi w środku nie było zbyt wielu, gdzieniegdzie tylko trafiła się jakaś wpatrzona w siebie para czy paczka przyjaciół rozmawiająca po angielsku. Nic więc dziwnego, że dość szybko pojawiła się kelnerka. Niska, pulchna kobieta o bardzo wesołym wyrazie twarzy podała im karty, życząc smacznego, po czym zniknęła za ladą. Attyla zastanawiał się przez moment, jak to zrobiła, ale kiedy tylko spojrzał na listę potraw, zmarszczył czoło. Nie znał ani jednej, a te, które kojarzył, wydawały mu się mało smakowite. Powoli zaczął żałować, że tu w ogóle wstąpił, jednak kiedy spojrzał na dziewczyny, wielce się zdziwił: obie były wyraźnie uradowane.
— Nawet nie wiesz, jak ja dawno nie jadłam pierogów z truskawkami! — zaćwierkała Taya, uśmiechnięta od ucha do ucha.
— Ja nigdy ich nie jadłam — odparła Hekate. — Nie chcę z truskawkami, wolę jagody!
— Ekhm… — Attyla nieufnie przyglądał się karcie dań. — O czym wy mówicie?
W jednej chwili obie wybuchły głośnym śmiechem. 
— Widzisz? — Taya zwróciła się do Hekate. — On nawet nie wie, gdzie nas zaprowadził! I ty chcesz za niego wyjść? Zginiesz przy nim!
— To polska knajpa — wyjaśniła Hekate, patrząc z rozbawieniem na swojego przyszłego męża. — I polskie dania. Zamówię za ciebie, zobaczysz, co my niegdyś jadałyśmy.
Attyla patrzył na nie ze zdziwieniem. Nie bardzo rozumiał, co się tu działo, poza tym nie był przyzwyczajony do sytuacji, w których nie mógł powiedzieć, że ma wszystko pod kontrolą. Symbolicznie podrapał się po głowie, dalej przeglądając listę serwowanych tutaj potraw. Te wszystkie literki z kropeczkami czy kreseczkami nieco go przerażały. Znał trochę polski, Hekate uparcie uczyła go kolejnych słów i zwrotów, ale kiedy ujrzał tak dziwne nazwy, perspektywa nauki tego języka zdawała się być bardzo odległa. Widząc, jak dziewczyny wciąż się z niego naśmiewały, uśmiechnął się do nich krótko, po czym, nieco zażenowany, ponownie powrócił do lektury.
W końcu dania podano. Hekate wraz z Tayą natychmiast zabrały się za konsumowanie, komentując przy tym, jak bardzo smak ten różnił się od domowych potraw. Falian przyjrzał się swojemu talerzowi: ujrzał na nim parujące, ciastowate coś z ładnie uformowanymi bokami. Chcąc nie chcąc złapał nóż i widelec, zamierzając ukroić pierwszy kawałek.
— Taya!
Attyla zmrużył oczy, niezadowolony z przerwania mu tak niezwykłego posiłku. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył wysokiego mężczyznę o czarnych, sięgających łopatek włosach. Brązowe oczy świeciły radośnie, a szeroki uśmiech ukazywał idealnie białe, równe zęby.
— Bill! — wykrzyknęła. — Przyłącz się do nas!
Fal spojrzał na Hekate, która również nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Taya wydawała się jednak w ogóle nie zwracać na to uwagi. Kaulitz stał jeszcze jakąś chwilę w progu, po czym zrobił kilka kroków do przodu.
 — Nie wiem, czy powinienem, mijałem to miejsce, kiedy was zobaczyłem… — rzucił nerwowe spojrzenie w kierunku pozostałej dwójki.
Hekate westchnęła. Otarła chusteczką resztki soku jagodowego, zdobiące kącik jej ust, po czym gestem ręki zaprosiła Billa do stolika. Rzuciła też ostrzegawcze spojrzenie w stronę Attyli, który już zaciskał pięści.
— On nie jest niczemu winien — syknęła tak, by tylko jej narzeczony mógł to usłyszeć. — Siadaj, Bill, Taya cholernie się cieszy, że cię widzi, tylko jest zbyt oszołomiona twoim widokiem, by to z siebie wydukać.
Białowłosa wytrzeszczyła oczy, po czym posłała jej mordercze spojrzenie. Hekate zaś uśmiechnęła się wdzięcznie, zadowolona z odegrania się za ostatnie docinki.
Mężczyzna, wciąż niepewny, w końcu usiadł między Tayą a Attylą. Czując się wielce niezręcznie, spoglądał to na Tayę, to na Hekate, zaś starał się w ogóle nie patrzeć na Fala, jak gdyby był bazyliszkiem. Chcąc zrobić cokolwiek ze swoimi rękami, chwycił kartę i zaczął udawać, że czyta. Nie rozumiejąc jednak ani słowa zrezygnował, poważnie zastanawiając się nad opuszczeniem lokalu.
— Bill — odezwała się Hekate, co bardzo zaskoczyło obu obecnych tam panów. — I jak?
Kaulitz zamrugał nerwowo powiekami. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedział, o czym mówiła. Dopiero po kilku sekundach ocknął się, powoli zbierając informacje.
— Podobnie. Nie rozmawia z nikim obcym, rzadko wychodzi z domu, a jeśli już, to znika na całe godziny i nie mam pojęcia, gdzie się podziewa. Jak wraca, też nie chce z nikim rozmawiać, idzie do swojego pokoju i zamyka się na klucz. Ostatnio zrobił się nieco… hm, weselszy, o ile tak to można nazwać… choć nie wiem, co jest tego powodem. Zaczął żartować... po prostu żyć dalej.
Hekate widząc, że Attyla zamierza zabrać głos, natychmiast uciszyła go syknięciem. Zdenerwowany wbił w Billa spojrzenie, którym wyraźnie dawał do zrozumienia, że jeden fałszywy ruch będzie go kosztował bardzo wiele.
— Dowiedz się jak najwięcej o jego stanie, proszę cię. Porozmawiaj z nim, a jeśli nic nie powie, sam poszperaj. Nie wątpię, że wcześniej tego nie robiłeś, jednak, nie obraź się, ale nie podoba mi się ta jego radość.
Taya zdawała się być tym wszystkim strapiona. Spoglądała ponuro na niedokończonego pieroga, zupełnie tracąc apetyt. Nagle wstąpiła w nią pewność, że to ani nie czas, ani nie miejsce, by o czymś takim rozmawiać i postanowiła przerwać męczący temat.
— A gdzie masz Georga i Gustava? — zapytała uprzejmie. — Dawno ich nie widziałam.
Hekate nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Za jej śladem poszedł Attyla.
— Gustav chyba jeszcze leczy się z ostatniej porażki — wyjaśniła czarnowłosa. — Założył się z Hagenem, że tak po prostu zje trzy papryczki chili. Nie podołał zadaniu, co mnie lekko zdziwiło.
— Georg chyba do dziś jest z siebie z tego powodu dumny — zauważył rozbawiony Fal.
— Tak, to prawda… — odparł nieśmiało Bill. Przez jakiś czas milczał, wyraźnie walcząc z samym sobą. W końcu przełamał się i wydusił: — Gratuluję wam raz jeszcze. To z pewnością będzie piękny ślub.
Taya spojrzała na niego z zainteresowaniem, zaś Hekate nieco zaniepokoiła jego śmiałość obawiając się, że to rozzłości Attylę. Ten jednak tylko zerknął ukradkiem na swoją narzeczona, po czym ponownie spojrzał w stronę Billa.
— Dziękuję w imieniu swoim i Hekate — odpowiedział z delikatnym uśmiechem. — Czy będzie piękny, sam ocenisz. W końcu pojawisz się tam razem z Tayą: z tego, co mi wiadomo, jesteście parą. Więc i mnie wypada pogratulować i życzyć szczęścia.
Białowłosa nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała: wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami zaskoczona tak ludzkim zachowaniem z jego strony. Zawsze uważała, że był szorstkim, bezlitosnym kryminalistą, który strzelał do każdego napotkanego wroga, a jej zdanie nie ulegało zmianie przez te wszystkie lata, choć Attyla nigdy nie zachował się w stosunku do niej niestosowanie, co więcej, zawsze był miły i uprzejmy. Nie potrafiła mu jednak zapomnieć tego, co zrobił przed laty jej przyjaciółce, którą traktowała przecież jak siostrę. Z niechęcią jednak musiała przyznać: oni naprawdę się kochali.
Hekate zaś odetchnęła z ulgą. Ujęła pod stolikiem dłoń Attyli i mocno ją ścisnęła, posyłając mu czułe spojrzenie. Ten mrugnął do niej, uśmiechając się szeroko, po czym znowu z powątpiewaniem spojrzał na swój posiłek, który zdążył już ostygnąć. Jednak jego rozmyślanie nad podjęciem ryzyka i spróbowania pieroga przerwał dzwoniący telefon. Bill nawet nie odebrał: natychmiast się rozłączył, spoglądając przelotnie na całą trójkę.
— Wybaczcie mi, muszę już iść… wzywają mnie.
— Pójdę z tobą — zaproponowała Taya, patrząc na Hekate. — Nie masz nic przeciwko? Świetnie. To na razie! Jeszcze was odwiedzę! — obiecała białowłosa, po czym oboje wyszli z lokalu.

***

— Kto do ciebie dzwonił? — spytała z zainteresowaniem Taya.
— Nasz manager David. Będziesz miała okazję go poznać, niezły z niego przyjemniaczek.
Oboje szybkim krokiem zmierzali w stronę domu bliźniaków. Białowłosa nie miała ochoty tak szybko się z nim rozstawać, poza tym najzwyczajniej w świecie była ciekawa, co się działo: kiedy telefon Kaulitza zadzwonił, ten nawet nie odebrał, tylko natychmiast się rozłączył, a jego twarz od razu, choć nieznacznie, się zmieniła. Na pewno nie dawał po sobie tego poznać, ale był podenerwowany i to niekoniecznie obecnością Attyli. Z drugiej strony w jego oczach nie dostrzegała lęku, a jedynie… ostrożność, podejrzliwość. Prócz nich nic nie zdradzało jego stanu ducha: delikatny uśmiech błąkał się po twarzy, a w głosie brzmiały nutki radości. O co mogło więc chodzić?
Kiedy dotarli na miejsce, po salonie przechadzał się zniecierpliwiony David. Gdy tylko ich dojrzał, szybko do nich podszedł, wbijając w nich ponure spojrzenie. Taya jakby skuliła się w sobie, czuła się tu niepotrzebna. Cała pewność siebie, jaka dziś się w niej ukazała, wyparowała błyskawicznie, zwłaszcza że manager spojrzał na nią przelotnie z ponurą miną, zupełnie jakby pomyślał sobie o niej coś nieprzyjemnego, po czym pospiesznie zwrócił się do Billa:
— Co z nim?
Bill zerknął na niego podejrzliwie. Dziwne, że dopiero teraz zdawał się tak bardzo tym interesować: przecież był zapoznany z sytuacją od samego początku. Często też tu wstępował upewniając się, czy stan Toma nie uległ pogorszeniu i informując zespół o ewentualnych wzmiankach w prasie. Bardzo dbał o to, by nic nie wyciekło zwłaszcza na temat starszego Kaulitza; w momencie, kiedy w gazetach zaczęto pisać o ewentualnej partnerce Billa, ku zdziwieniu zespołu, nie przejął się tym aż tak bardzo.
— Tak samo — odparł z westchnieniem. — A co?
— Powinniśmy zawołać do niego psychiatrę — wyrzucił z siebie jednym tchem. — Musicie go ostrzec. Oboje — zaznaczył, spoglądając również na Tayę. Na niej właśnie jego wzrok się zatrzymał. — Wiem, że miałaś z nim sporo wspólnego. Poza tym znasz tę kobietę, którą zaatakował. Ty i jego brat bliźniak jesteście idealnym duetem do tego, by go przekonać. Nie widzę innego rozwiązania…
— Czekaj — przerwał mu zszokowany tym oświadczeniem Bill. — Kiedy mówiłem, że jest z nim tak samo, miałem na myśli to, że nie chce o tym rozmawiać, jest dość tajemniczy, ale ogółem nie ma aż takiego problemu z komunikacją jak kiedyś. Wychodzi, gada z nami, zaczyna nawet żartować! Kiedy tylko pozwalamy sobie na chwilę zapomnienia, mam wrażenie, że wraca dawny Tom!
— Właśnie dlatego to idealny moment, by pomógł mu specjalista.
— To mu może jedynie zaszkodzić, ale na pewno nie pomoże…
— Spróbujmy — odrzekł twardo, zbliżając się do wyjścia. — Liczę na was. Zróbcie to jak najszybciej i dajcie mi znać.
Kiedy David opuścił mieszkanie, Bill w jednej chwili się zmienił: wyglądał na bardzo zmęczonego i pokonanego. Opadł ciężko na najbliżej stojący fotel i zakrył twarz dłońmi, głęboko oddychając. Taya nie wiedziała, jak zareagować, co powiedzieć. Ją też pomysł Josta mocno zdziwił, ale dał też troszeczkę nadziei: w pierwszej chwili pomyślała, że może to nie był wcale zły pomysł. Jednak rzeczywiście ryzykiem było to, że Tom znowu kompletnie się w sobie zamknie, a przecież właśnie z tym walczyli. Z innej strony właśnie z takimi ludźmi radzili sobie psychiatrzy, z całą pewnością stykali się z cięższymi przypadkami i wychodzili z takich starć zwycięsko. Dlaczego Tom miałby być inny?
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, który wyraźnie zirytował Billa. Zerwał się z fotela i szybkim krokiem wyszedł na spotkanie z gościem. Kiedy jednak ujrzał jego oblicze, duże zaskoczenie zagościło na jego twarzy. Stał przed nim bowiem niski mężczyzna o czarnych, nastroszonych włosach, tego samego koloru skórzanej kurtce, obcisłych spodniach i glanach.
— Ty pewnie jesteś Bill? — spytał ni stąd, ni zowąd. Nie uzyskawszy odpowiedzi, kiwnął tylko głową. — Jest Tom?
— Kim jesteś? — warknął, zapominając o wszelkiej uprzejmości.
— Wystarczy, że twój brat to wie. HEJ, TOM! — ryknął, wychylając się przez ramię Billa.
Młodszy Kaulitz już chciał wypchnąć go za drzwi, kiedy usłyszał, jak ktoś pospiesznie schodzi po schodach. Tom, spoglądając w stronę drzwi, kiedy tylko ujrzał nieznajomego, uśmiechnął się lekko, acz pewnie.
— Mario! — krzyknął radośnie. — Bill, spokojnie, to mój znajomy. Wpuść go.
Tom poklepał brata po ramieniu, po czym wraz z Mariem wrócił do swojego pokoju. Bill zaklął szpetnie.
— Kto to… — szeptał jakby sam do siebie, powoli kierując się w stronę schodów.
— Co robisz? — spytała zaniepokojona Taya.
— Nie podoba mi się ten typ — mruknął z niezadowoleniem. — Nie powinno go tu być.
Wciąż coś do siebie mrucząc ostrożnie zaczął wspinać się po stopniach. Taya, nie wiedząc zupełnie, co ze sobą zrobić, westchnęła ciężko, po czym podążyła za nim. Bill, przyciśnięty do ściany tuż obok drzwi prowadzących do pokoju Toma, wsłuchiwał się w ich rozmowę z największą uwagą. Białowłosa stanęła po drugiej stronie, choć sama nie wiedziała, czemu to robiła: gdyby któryś otworzył drzwi, zrobiłoby się bardzo nieprzyjemnie. Długi czas jednak nic takiego nie następowało: Mario rozmawiał z  Tomem bardzo cicho, przez co udawało im się wychwytywać jedynie pojedyncze słowa. Dopiero kiedy usłyszeli, że ktoś wstaje, zaczęli słyszeć wyraźniej.
— …sam nie wiem, przecież nie ja to organizuję — mówił Mario obojętnym tonem. — Najważniejsze, że to wielki festiwal. Będzie dużo ludzi i dużo straży, by to wszystko jakoś pilnować.
— No właśnie… — odparł z powątpiewaniem Tom.
— Spokojnie — zaśmiał się nieznajomy. — Im więcej ludzi, tym ciężej to ogarnąć. Jestem pewien, że nie obejdzie się tam bez jakichś zamieszek. My zajmiemy się swoją robotą, oni swoją. Nie martw się, wszystko jest już ustalone. Witaminę A dostaniesz na miejscu, o to bądź spokojny. Ty musisz tylko przypilnować, by nie pojawiły się żadne niespodzianki i zrealizować listę gości. Nie sądzę, by coś takiego cię przerosło.
Przez długi czas panowało milczenie. Dopiero kiedy rozległ się głośny tupot oznaczający, że Mario zamierza wyjść, oboje odskoczyli od drzwi, ukrywając się w pokoju Billa. Zamykając za sobą drzwi popatrzyli na siebie z niepokojem. Każde z nich miało ponure myśli: choć nie zrozumieli z rozmowy wiele, strach przejął ich umysły. Taya natychmiast pomyślała o Hekate: jak najszybciej będzie musiała ją ostrzec przed Tomem: była święcie przekonana, że on jeszcze z nią nie skończył. Postanowiła więc, że zrobi co w jej mocy, by nie pojawiła się na festynie. "W tym czasie pewnie wyruszą w podróż poślubną", pomyślała, próbując się uspokoić. 
Bill w ogóle nie pomyślał o Hekate. Nie potrafił zebrać myśli, rozczarowanie i ból, jaki sprawił mu Tom po tej krótkiej rozmowie sprawiły, że nie był w stanie logicznie myśleć. Wspomnienia bezładnie kołatały się w jego głowie, co tylko nasilało błąkającą się w nim troskę i lęk. Mimo wszystko resztkami sił spróbował przeanalizować to, co usłyszał. Tom miał jakieś plany, które pragnął zrealizować na wielkim festiwalu i to nie bez pomocy: cholerny Maro był w to bardzo poważnie wplątany. I czym może być Witamina A? "Narkotyki", pomyślał w jednej chwili. nagle podniósł głowę, a jego oczy wyglądały jak dwie szklane kulki pozbawione wszelkiego życia. Domyślił się, czemu Tom ostatnimi czasy był weselszy: pomagał sobie ćpaniem. Młodszy Kaulitz poczuł, jak coś rozszarpuje mu wnętrzności: wszystko, w co wierzył, zamieniło się w ruiny. Ale bez względu na wszystko przysiągł sobie, że dwudziestego dziewiątego września Toma nie będzie w Berlinie i zrobi wszystko, by tego dopilnować.


___________________________________________
Ten rozdział jest... dziwny. Kompletnie. Ale to dlatego, że powstał spontanicznie. mogłabym napisać, że to taki 'zapychacz', ale uważam, że nie brzmi to najlepiej. Nie. To jest taki mały koralik, który spaja ze sobą całą bransoletkę: niby bez znaczenia, ale wszystko ze sobą łączy. Tak jest i tu: odcinek bez sensu, ale powoli zbliżamy się do rozstrzygnięcia, a przecież nie mogę tego walnąć tak od razu, czyż nie?
No dobrze... tyle ode mnie. Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Świetne jak zwykle :)
    Czekam na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że rozdział był trochę dziwaczny, ale mimo wszystko przypadł mi do gustu, chociaż z ręką na sercu przyznaję, że scena w polskiej knajpce była ekstra. Rodowity Niemiec próbujący czytać po polsku musiał wyglądać dość zabawnie, szczególnie gdy obok naśmiewają się z niego dwie dziewczyny. W ogóle narobiłaś mi ochoty na pierogi!XD
    I teraz najdziwniejsza część. Zastanawiam się, co ten Tom planuje z tym typkiem, ale ośmielam się podejrzewać, że to nie będzie nic grzecznego i zapewne zamieni się w coś poważnego. Mimo mojej ciekawości mam nadzieję, że Tom nie skrzywdzi już Hekate, a Attyla go potem nie zabije xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się cały czas co takiego zobaczył Tom, że usilnie stara się zmienić bieg przyszłości? Czy to go tak zniszczyło? Żal mi biednego Billa, który zamiast zaangażować się w związek z Tayą zamartwia się stanem bliźniaka.
    O co chodzi z tym festiwalem? Rozbudziłaś moją ciekawość. W mojej głowie pojawiła się myśl, że może na tym festiwalu ktoś będzie chciał zabić Hekate...
    Czekam na następny odcinek i życzę weny, bo chyba właśnie tego Ci trzeba w tym momencie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemny ten koralik! :D I dla mnie nawet nie taki dziwny xd Czytałam z zapartym tchem jak zawsze ah :D Tom mnie przeraża już naprawdę :( Liczę na to, że się ogarnie w końcu... Trzeba mu pomóc. Przede wszystkim powstrzymać! Myślę, że gdyby udało mu się zrealizować swój plan, byłoby z nim już tylko gorzej... Ehh.. szkoda mi go :( Świetny rozdział, jak zawsze :D pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Bardzo mi się podoba.
    Mam nadzieję, że na następny nie będziemy musieli czekać tak długo. :c
    Pozdrawiam,
    Carmen :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziu, czytałam z zapartym tchem, a końcówkę normalnie z rozdziwioną ze zdziwienia buzią! Co też ten Tom kombinuje? I te narkotyki... eh. Się wpakował :( Aż nie mogę się doczekać kolejnego odcinka! Mam nadzieję, że nie będziesz kazała nam znów długo czekać ;)

    CZEKAM na nexta! ;D

    BuŹka ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze mówiąc aż mi głupio, że nie komentowałam ani nie czytałam ostatnich kilku rozdziałów. Mój błąd, bo w świecie Heki zaczęło się dużo dziać :P Nadrobiłam wszystko i muszę powiedzieć, że...Jezu nawet nie wiem co powiedzieć...Pogmatwane to wszystko. I to mi się podoba :D Twój styl pisania jest po prostu bisty i - jak niektórzy - strasznie Ci tego zazdroszczę ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    ~Schwarze Tränen

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze to mam focha, że nie zostałam powiadomiona!
    Notka, no cóż troszkę dziwna, ale podobała mi się i to bardzo. Ostatnio polubiłam dziwne rzeczy xD
    Czekam na to co dalej się wydarzy, co z Tomem.
    Nie mogę się już doczekać nowości ;)

    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ile to się człowiek musi namęczyć, żeby przeczytać rozdział dobrego opowiadania. No, ale w końcu mogę skomentować!
    Milcząca lub zagubiona Heki to nowość! Zawsze pewna siebie, a tu takie zdziwienie. No, ale w końcu to jej ślub, nie? ^^
    Rozwalił mnie Atylla jak skumał gdzie przyszedł z dziewczynami. Polska knajpa i te wszystkie wyrazy z kreseczkami <3 Hahahahahhahahahahaha! Uwielbiam go!
    No i ja tu snuje domysły co Tom planuje, o co chodzi, dlatego szybko pisz nowy, nowy rozdział!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj! Nominuję Cię do nagrody Liebster Award! :3
    http://ofiara-wrozek.blogspot.com/p/liebster.html
    Pozdrawiam i gratuluję. :*
    (W razie, gdybyś nagrody nie uznawał/a, proszę o informację.:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Biedny Attyla. Ja też prawdopodobnie byłbym zagubiona widząc jakieś dziwne kreseczki. Pierogi z truskawkami? Pierwszy raz słyszę... Och, Bill między młotem, a kowadłem - z jednej strony Taya, a z drugiej przyszłe państwo Mormo. Bo dojdzie do ślubu, prawda?
    Fragment z Tomem zrównoważył rozdział. I nie nazwałabym tego rozdziału zapychaczem. Byłby, nim, gdyby Bill i Taya nie odkryli Mario z Tomem. To dość ważne. Gdybyś poświęciła cały rozdział na przygotowywania do ślubu to, wtedy były prawdziwy zapychacz. A Mario za każdym razem kojarzy mi się z hydraulikiem Mario. :) A David znowu pojawia się i znika po paru sekundach...

    OdpowiedzUsuń
  12. Też wybrałabym pierogi z jagodami zamiast z truskawkami, chociaż...i te i te są pyszne :D
    Co do rozdziału bardzo fajny, jestem ciekawa jak będzie wyglądał ich ślub :)
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział szybko się pojawi!
    Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam,
    LexieDragons :)

    OdpowiedzUsuń