sobota, 21 września 2013

27. Ci, których jednocześnie kochasz i nienawidzisz



P
rzebudzenie nigdy nie należało do najprzyjemniejszych momentów. Podróż po bezkresnych krainach sennych marzeń nie zawsze jest przyjemna, ale gwałtowne wygnanie z jej granic jest jeszcze gorsze. A zwłaszcza, kiedy przyczyną przedwczesnej pobudki były jakieś dziwne szmery, które z całą pewnością nie pasowały do dźwięków otoczenia.
Hekate jęknęła cicho, trwając w bezruchu jakiś czas. W końcu zmusiła się do odwrócenia głowy w lewo: Fal, najwyraźniej nic nie słysząc, spał w najlepsze. Czarnowłosa prychnęła cichutko: tak bardzo lubiła pospać dłużej, jednak faktem było, że zazdrościła narzeczonemu niezwykle twardego snu. Chcąc nie chcąc, podniosła się leniwie, sięgnęła po szlafrok i, rozciągając się nieco po drodze, podążyła w kierunku drzwi, na które łypała podejrzliwie: szmery wciąż nie ustawały, co więcej, stawały się coraz głośniejsze. Kobieta stanęła kilka kroków od nich, chcąc cokolwiek podsłuchać.
— …że jeszcze śpi! Ale co z tego, skoro ty mnie przecież nigdy nie słuchasz! Ja sobie mogę gadać i gadać, a ty i tak… — trajkotał ktoś po polsku.
— Cicho, Nija, spokojnie! Zaraz otworzą…
Nija!, krzyknęła Hekate w myślach, a radość eksplodowała w niej z ogromną siłą. Miała ochotę pofrunąć do góry, aż pod sam sufit, po czym zacząć głośno krzyczeć, nie przejmując się niczym i nikim. Z zadowoleniem stwierdziła, że ostatnimi czasy spotykały ją same przyjemne rzeczy, a tę passę prawdopodobnie zapoczątkowały oświadczyny Attyli. Zmartwień zaś było coraz mniej, a przynajmniej zasłonięte zostały tymi lepszymi momentami. I to jej na razie wystarczało.
Starając się ochłonąć, wzięła kilka głębokich wdechów i, z szerokim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi, szeroko otworzonymi oczyma, uchyliła drzwi.
Stały przed nią dwie osoby: wysoki mężczyzna o brązowych włosach sięgających mu do ramion i dużych, brązowych oczach. Towarzyszyła mu dużo młodsza dziewczynka o jasnobrązowych włosach zaplecionych w gruby warkocz i szarozielonych oczach, łudząco podobnych do tych Hekate. Cała dwójka, kiedy tylko zorientowała się, że drzwi się otworzyły, uśmiechnęła się szeroko.
— Nie wierzę… — pisnęła czarnowłosa, po czym rzuciła się na mężczyznę, mocno się do niego przytulając, przez co ten o mało nie stracił równowagi. — Tak za wami tęskniłam!
— No czekaj, zaraz, zaraz, bo mnie udusisz! — wołał rozbawiony.
— Nija, kochanie! Matko, jak ty wyrosłaś! — krzyczała rozradowana Hekate, tuląc do siebie czternastoletnią dziewczynkę. —  Tak bardzo się cieszę, że was widzę!
— Wiesz, nie chciałbym, żeby ktoś mi telefonicznie zdawał relację ze ślubu mojej siostry — powiedział Eryk, ukazując białe zęby w szerokim uśmiechu. Podczas gdy on rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu, najmłodsza z towarzystwa, Nina, wciąż nie przestawała paplać.
— To był mój pomysł, Eryk przez cały czas by tylko przesiadywał na swojej ulubionej huśtaweczce i powtarzał, że jeszcze czas! — wołała rozentuzjazmowana, nieświadomie bawiąc się swoim warkoczem. — Powtarzałam mu, że lepiej będzie, jak przyjedziemy wcześniej: pomożemy ci trochę, porobimy to i tamto. On by oczywiście od razu do ciebie dzwonił, zaraz przedstawiał swój plan… on chyba nie zna takiego pojęcia jak „niespodzianka”!
Hekate nie mogła się powstrzymać i jeszcze raz mocno przytuliła do siebie młodszą siostrę, śmiejąc się radośnie. Niemal tak samo jak ich obecność cieszyło ją to, że nie zmienili się ani trochę: dziewczynka, której wciąż wszędzie było pełno, jak zwykle nie mogła przestać gadać, a spokojny i opanowany Eryk z delikatnym, acz nieco złośliwym uśmieszkiem musiał to znosić. Kobieta niemal się wzruszyła, kiedy ujrzała, jak jej brat wnosi oczy ku górze i kiwa głową z politowaniem: ten gest zawsze ją niesamowicie bawił.
— Że też wszystkie baby w tej rodzinie są takie wściekłe… — jęknął. — Oho! No to teraz jesteśmy w komplecie!
Hekate spojrzała w tym samym kierunku. Ku nim podążał kompletnie już ubrany Fal, a szeroki uśmiech, który był wymalowany na jego twarzy sprawił, że ciałem czarnowłosej mimowolnie wstrząsnął przyjemny deszcz. Jednak dopiero po paru chwilach zdała sobie sprawę z tego, że wciąż miała na sobie tylko i wyłącznie szlafrok.
— Eryk! — krzyknął radośnie, po czym obaj panowie podali sobie dłonie, a następnie uściskali się przyjaźnie. — Jak dobrze was widzieć! Nie spodziewaliśmy się was tak szybko!
— Ja też się tego nie spodziewałem, szczerze powiedziawszy — odpowiedział po niemiecku — ale ta mała maruda nie dałaby mi żyć, gdybyśmy nie przyspieszyli wyjazdu.
Cała trójka skierowała swoje spojrzenie na Niję, która wówczas jakby skuliła się w sobie, co było do niej zupełnie niepodobne: Attyla zawsze ją onieśmielał, poza tym dziewczynka nie znała niemieckiego, przez co w komunikacji z nim musiała polegać na swoim starszym rodzeństwie. Zaraz jednak Fal uściskał i ją, co spowodowało, że jej niepewność szybko wyparowała.
— Mam tylko nadzieję, że nie przeszkadzamy — odezwał się Eryk.
— Pewnie, że nie — zaprzeczył natychmiast Attyla. — Moja siostra powinna pojawić się w piątek rano, więc to tylko dwa dni później.
— Może nie stójmy tak w holu tylko wejdźmy do środka? — zaproponowała Hekate. — Mój drogi — zwróciła się do narzeczonego — przytargaj ich bagaże i zaprowadź państwo do salonu, a ja się przebiorę i zaraz do was wrócę.
— Nie będziesz miał lekko — szepnął Falowi Eryk, kiedy Hekate zniknęła za drzwiami sypialni, a Nija pobiegła po swoją walizkę. — Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy?
— Już od sześciu lat — odpowiedział z delikatnym uśmiechem na ustach.

***

— Tom się chyba nie obrazi, że zebraliśmy się tu wszyscy bez niego? To trochę jakby za jego plecami… — mruczał Gustav, przechadzając się po salonie braci Kaulitz.
— Wyszedł gdzieś i zapewne długo nie wróci, jak ciągle ostatnio — odparł Bill, robiąc przy tym krzywą minę.
Atmosfera w pomieszczeniu nie była zbyt przyjemna: pomimo rozłożonego w fotelu Georga usiłującego ułożyć Kostkę Rubika, Tayi siedzącej na kolanach Billa i Gustava, który co jakiś czas wymyślał inny, luźniejszy temat do rozmowy, między nimi wszystkimi krążyło niemałe napięcie. Powód był oczywisty: bez względu na to, jak bardzo Schäfer by się starał, temat i tak w końcu schodził na Toma. A i miny były nietęgie, prawda bowiem było, że nie posunęli się w wyjaśnieniu sprawy ani o milimetr. Wówczas nie istniało nic gorszego niż poczucie bezsilności, które, pomimo ich wewnętrznych protestów, ich ogarnęło. I choć ich problemy spotykały się w jednym punkcie, spoglądając nieco głębiej, dało się ujrzeć zupełnie inne powody zmartwień.
Zarówno Gustav jak i Georg byli rozdarci. Najbardziej obawiali się tego, że Tom bądź Hekate (lub też Attyla w jej imieniu, niekoniecznie za jej zgodą) mogliby zrobić coś, co nie tylko poróżniłoby ich do końca, ale i podzieliło ich najbliższych na dwa wrogie sobie obozy. Po której wówczas stronie by stanęli? Którego przyjaciela mieli zdradzić dla drugiego? Wybór zdawał się być absurdalny, a jednak strach przejmował ich serca, kiedy tylko o tym myśleli.
Dla Tayi nie było żadnego wyboru: najbardziej obawiała się właśnie o swoją przyjaciółkę będąc przekonana, że to jej dotyczy dalszy plan Toma, a niewątpliwie taki istniał, ku temu nie miała żadnych wątpliwości. I choć wiedziała, że Heki nie zamierzała się mścić, a jedynie przeczekać burzę, i tak miała obawy: może Tom wcale nie czekał na prowokację z jej strony, a sam postanowił działać? Ale dlaczego, do cholery, dlaczego? Wciąż nie mogła zrozumieć, co takiego mogła zrobić Tomowi. Jak to możliwe, że jednego dnia uważał ją za durną ćpunkę, od której wolałby trzymać się z daleka, a drugiego usiłował ją zamordować… Na samą myśl o tym nieprzyjemny dreszcz przebiegł  po jej plecach. Starając się go pozbyć, mocniej przytuliła się do Billa, opierając głowę na jego ramieniu.
Młodszy Kaulitz myślał mniej skomplikowanie. Dla niego liczyło się tylko i wyłącznie jedno. I właśnie to nie dawało mu racjonalnie myśleć w dzień i spokojnie spać nocą. Tylko nad tym rozmyślał, tylko tym ostatnio żył.
Tracił brata.
Cała czwórka, głęboko w ponurej ciszy, ukrywała swoje myśli i obawy. W pewnym momencie Georg, z niemałą irytacją, odrzucił zabawkę na bok i wstał. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na przyjaciół surowo.
— Cisza nam nie pomoże. Garth też nie, za to rozmowa Toma i tego jego nowego kolegi, którą podsłuchaliście kilka dni temu, może być przydatna. Dzięki niej przynajmniej ukazały się nam jakieś konkretniejsze cele. A lepsze to niż nic.
Bill z zainteresowaniem podniósł głowę, również Gustav podszedł bliżej. Tylko białowłosa wciąż zdawała się być jakaś przygaszona, przestraszona.
— Nie możemy dopuścić do tego, by Tom pojawił się na tym festiwalu. To priorytet na najbliższe dni.
Młodszy Kaulitz zastanowił się chwilę. Prawdę mówiąc też o tym myślał — w rzeczywistości był to jedyny pomysł, który wpadł mu do głowy. I zapewne najrozsądniejszy, choć niezwykle trudny w realizacji.
— Jak? — spytał Gustav, jak gdyby czytał mu w myślach.
— Może go gdzieś wywieźć? — zaproponowała cicho Taya.
— To nie dziecko, poradziłby sobie z dotarciem na miejsce — odpowiedział Georg, wciąż rozmyślając.
— Może upozorować wypadek? — dorzucił Gustav.
— Zbyt ryzykowne, nie przesadzajmy. Jeszcze niedawno Tom przecież leżał w szpitalu, powiedzmy, że starczy — powiedział rzeczowym tonem Bill.
Taya, na wspomnienie tamtej felernej imprezy oraz widoku, jaki ujrzała w domu bliźniaków następnego dnia sprawił, że nieprzyjemny chłód spłynął po jej ciele, a w oczach zapiekły łzy.
— Również Hekate nie może pojawić się na tej imprezie — wyszeptała przestraszona, jakby tchnięta tym, co niedawno ujrzała oczyma wspomnień. — Nie zapominajcie, że od tego się zaczęło. Ja się boję, że on znowu mógłby…
Georg i Gustav z zainteresowaniem spojrzeli na nią, po czym gorliwie pokiwali głowami na znak, że popierają pomysł dziewczyny. Zaś Bill wówczas poczuł, jak coś nieprzyjemnie zakłuło go w klatkę piersiową. „Oni wszyscy myślą, że Tom to niedoszły morderca, nieczuły drań… a przecież to nieprawda!”, myślał z niepokojem. Najgorsze było jednak to, że powoli sam zaczynał w to wątpić. Mimo to postanowił zaufać przeczuciom.
— Może to odważnie z mojej strony o tym mówić, ale nie sądzę, by i tym razem o nią chodziło — powiedział cicho, acz pewnie. — Czuję, że tu chodzi o coś poważniejszego, większego, choć bardzo możliwe, a niemal pewne, że incydent z Hekate miał z tym coś wspólnego. Oczywiście możecie poprosić ją, by dla własnego bezpieczeństwa się tam nie pojawiała, ale ja najzwyczajniej w świecie nie widzę takiej potrzeby. Wybaczcie, ale dam sobie rękę uciąć, że tu nie chodzi o Hekate, a przynajmniej nie w największym stopniu. Jeśli ta bliźniacza więź, którą jesteśmy z Tomem połączenie od tak dawna, jeszcze odbiera jakiekolwiek sygnały, to jestem niemal pewien, że się nie mylę.
Choć początkowo Taya nie mogą uwierzyć w słowa Billa, to z czasem stwierdziła, że może być w tym wszystkim nieco sensu, a na pewno wstąpiła w niej maleńka ulga: gdyby rzeczywiście prawdą był to, co mówił, choć na chwilkę nieco by się uspokoiła. A kiedy przypomniała sobie, że przecież Hekate wspominała o jakimś wyjeździe do Kanady, zapewne na miesiąc miodowy, i gdyby wyruszyliby zaraz po ślubie, jej przyjaciółki w ogóle nie byłoby w Niemczech w czasie festiwalu. Wszystkie te okoliczności sprawiały, że Taya poczuła, iż znów może oddychać pełną piersią.
— Uśpię go — odezwał się zupełnie niespodziewanie młodszy Kaulitz, wpatrując się pustym spojrzeniem w podłogę. — Po prostu go uśpię.
Obaj obecni tam panowie wytrzeszczyli oczy, w których lśnił olbrzymi szok, a Taya gwałtownie nabrała powietrza do płuc.
— Nie możesz! — wykrzyknęła. — Bill, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz! Sam nie chciałeś przystać na pomysł o upozorowaniu wypadku, a teraz chcesz zrobić to samo, więc…
— Nie — przerwał jej Kaulitz. — Znam jego dzienne nawyki, będę wiedział, jak działać. Łyknie bezpieczną dawkę proszków nasennych tak, by przespał cały ten dzień. Jeśli znajdziecie jakiś inny, lepszy pomysł, to walcie, jestem otwarty na wszelkie sugestie.
Kiedy jednak nikt nie odezwał się nawet słowem, nie tylko z braku innych genialnych planów, ale i z powodu wciąż nieznikającego szoku, Bill delikatnie posadził Tayę na łóżku, a sam wstał, po czym opuścił pokój, trzaskając za sobą drzwiami.

Zazwyczaj ten dom przepełniony był gwarem rozmawiających i śmiejących się przyjaciół. Każdego wszędzie było pełno: a to ktoś szperał w lodówce wrzeszcząc, że jak zawsze jest pusta, ktoś inny wylał na kanapę sok, zwalając winę na towarzysza, innym razem z salonu robiono boisko do hokeja. Działo się tu naprawdę wiele, ten budynek tętnił życiem. A kiedy nastawała cisza, domownicy rozsiadali się w wygodnych fotelach, oglądali telewizje, grali w gry, czytali książki, spali lub po prostu gawędzili. Klimat jednak wciąż pozostawał nienaruszony: panowało tam ciepło, spokój i radość.
A teraz? Cisza, która wręcz łomotała o ściany domu, nie była naturalna. Niosła za sobą dużo smutku i niepokoju. A czuć się obco we własnym domu jest naprawdę źle.
Bill stał w opustoszałym salonie, spoglądając przez ogromne okno na zielony ogród zalany promieniami popołudniowego słońca. Wiedział dobrze, że nie powinien opuszczać przyjaciół, że zachował się źle i niekulturalnie, jednak musiał być szczery przed samym sobą: już od dawna pragnął odejść i więcej nie słuchać wywodów na temat tego, jak niebezpieczną bestią stał się jego bliźniak. Naturalnie był tego wszystkiego świadomy, znał zagrożenie, rozumiał niepokój pozostałych: sam przecież był nim ogarnięty. Jednak najzwyczajniej w świecie nie miał już sił. Był słaby, właśnie takie momenty jak te doskonale to ukazywały. Bo gdyby miał w sobie więcej siły, działaby, działałby od razu i nie odpuścił, dopóki by czegoś nie znalazł. Nie pomyślałby też, że ma do brata żal. Nie za zaatakowanie Hekate, nie za tajemnice, które niewątpliwie przed nim ukrywał, nie myślał teraz o tym. Miał do Toma żal za to, że to on musi walczyć. Ten słabszy, obolały, bezsilny, bezradny. Tak się właśnie czuł, choć usilnie próbował temu zaprzeczać. Okłamywał samego siebie, ale to było przecież prostsze, przyjemniejsze: ukryć najokropniejsze lęki i najobrzydliwsze myśli bardzo głęboko w sobie, tak, by nigdy więcej nie dały o sobie znać. Ale cóż zrobić, kiedy każdego dnia spoglądał w te obce, bezduszne, szklane oczy Toma? Ponoć kłamstwo powtarzane wiele razy w końcu staje się prawdą. Ale co to da, jeśli codziennie po otworzeniu powiek i przed ich zamknięciem będzie sobie w myślach powtarzał, że Tom wcale się nie zmienił, że wszystko będzie dobrze…?
Był zmęczony. Lecz Tom nie zdawał się tego w ogóle zauważać. Georg i Gustav zresztą też nie. Taya również…
Na myśl o tej ostatniej coś ukłuło go w serce. Mimowolnie uśmiechnął się lekko: dawno nie czuł, że się w kimś zakochał. Uczucie tak pozytywne wyglądało wręcz śmiesznie na tle tych negatywnych, ale nie był pewien, co by się z nim stało, gdyby nie było teraz przy nim białowłosej. Nie potrzebował słów ani gestów, wystarczyła tylko jej obecność. Więc tym bardziej spokoju nie dawała mu myśl, że i ona go nie rozumiała. Nie wiedziała, co przeżywał, jak bardzo się pogrążał. I choć nie powinno być w tym nic dziwnego, czuł rozczarowanie, jak  gdyby oczekiwał, że odczyta jego myśli. A przecież nikt tego nie potrafi.
Ale jakże byłoby to pomocne…

***

— Jak wam idą przygotowania do ślubu? — zagadnął Eryk.
Za oknami powoli zapadała noc. Różowe obłoki, niczym jedwabny szalik, znikały powoli za linią horyzontu, układając miasto do snu, a witając pierwsze gwiazdy, które pojawiały się granatowiejącym niebie. Nija, siedząc na dywanie z podkulonymi pod brodę nogami, nie mogła nadziwić się temu widokowi: szeroko otwartymi oczyma spoglądała na ciemniejące sklepienie mając cichą nadzieję, że ujrzy spadającą gwiazdę. Tuż za nią wesoło trzaskał ogień, a jej kot, Tofik, którego ze sobą sprowadziła, mruczał cichutko, ocierając się raz po raz o jej nogi. Podrapała go za uszkiem, po czym spojrzała na pozostałą trójkę, która siedziała wokół małego, drewnianego stolika. Każdy z nich trzymał w dłoniach kubek, z którego od czasu do czasu upijali łyk kawy. Cóż jej jednak po tej rozmowie, skoro nie rozumiała ani słowa? Porozumiewali się w języku niemieckim, którego nie znała nawet trochę.
— Aż ciężko uwierzyć, że pozostały tylko trzy dni — mruknął najstarszy z rodzeństwa.
Na te słowa Hekate zaśmiała się cicho, a Fal mocniej ją objął.
— Też chyba jeszcze to do mnie nie dociera — wyznała powoli czarnowłosa, kiwając z niedowierzaniem głową. — Przecież jeszcze nie tak dawno mi się oświadczałeś — Hekate spojrzała na Attylę, całując go w usta.
— I racja — powiedział Eryk, wygodniej rozsiadając się na sofie. — Jeśli nie ma z czym zwlekać, to im szybciej, tym lepiej. Aaa… gości ilu przewidujecie?
— To nie będzie jakieś wielkie weselisko. Żadne z nas nie ma setki znajomych, zaprosimy tylko najbliższych: rodzinę i przyjaciół. Nie potrzebne nam są zbędne ceregiele — wyjaśniła.
— A twoi rodzice, Fal?
— Matka nie żyje od trzynastu lat, zmarła na raka płuc. Ojciec zginął rok później w wypadku samochodowym — odpowiedział. Choć wyraz jego twarzy nie uległ zmianie, w oczach przez moment zabłyszczał smutek. — Miałem dziewiętnaście lat, kiedy zostaliśmy sami: ja i moja dwa lata młodsza siostra Shamett. Jednak i tak nie bardzo mogła na mnie liczyć, powiedziałbym nawet, że radziła sobie z tym lepiej niż ja.
— Właśnie, jak u niej? Dawno się nie odzywała — zauważyła Hekate.
— Z tego co mi wiadomo, to średnio — wyznał po chwili zastanowienia. — Ma dopiero dwadzieścia dziewięć lat, a już jest rozwódką. Ale poświęca się pracy: jest chirurgiem. Skubana, poszła w ślady ojca — Attyla na samą myśl pokiwał głową z niedowierzaniem.
— Mam pomysł — odezwała się niespodziewanie Nija. — Może teraz my porozmawiajmy po polsku tak, bym coś zrozumiała, a Falian będzie się głupio patrzył. Chyba że zdążyłaś nauczyć go polskiego — znam twój upór, ale w to jednak wątpię.
Zarówno Eryk jak i Hekate ryknęli śmiechem, zaś Nina uśmiechnęła się dumna, że udało się jej rozśmieszyć towarzystwo. Tylko Fal, chichocząc z samego faktu, że innym było tak wesoło, nieco zdezorientowany próbował się dowiedzieć, co też powiedziała dziewczynka.
— Przysięgam ci, moja droga, że zrobimy tak jutro — z samego rana będziesz ćwierkała po polsku, a ja i siostra razem z tobą — zaśmiał się Eryk. — Ale póki co porozmawiajmy sobie na górze. Jestem cholernie zmęczony, wycieczka samochodem z Suwałk do Berlina nie jest wcale aż taka przyjemna. Tobie też pewnie przyda się trochę snu, więc jazda na górę. Wiesz, który to twój pokój? Masz to szczęście, dzieciaku, że to duży dom, a gospodarz zgodził się nas nie wywalać na zbity pysk.
Nija przystała na ten pomysł z ochotą. Dźwignęła się więc na nogi, podskoczyła do Hekate i Attyli, całując ich w policzek, po czym czmychnęła na piętro. Również Eryk pożegnał towarzystwo i ruszył za młodszą siostrą, udając się na spoczynek i dając nieco upragnionego spokoju przyszłym małżonkom.
— No i zostaliśmy sami — odezwał się po jakimś czasie Fal, uśmiechając się szeroko.
— Prawda — przyznała. — Ale wiesz co? Strasznie za nimi tęskniłam…
— To jasne, w końcu to twoja rodzina. A… — Mężczyzna zawahał się na moment. — Nie żałujesz, że nie ma z nimi twojej matki?
— Nie — odparła szybko, mocniej tuląc się do narzeczonego. — Ale nie mówmy teraz o tym.
— Jak sobie życzysz — odpowiedział, całując jej odsłonięte ramię. — A może… uczcimy ich przyjazd? — spytał, ujmując w dłonie twarz kobiety.
Hekate zaśmiała się głośno, odchylając głowę do tyłu. Powoli jednak śmiech zamierał, zaś serce zaczynało bić mocniej, kiedy czuła pocałunki Attyli składane na jej szyi. Mężczyzna objął ją w talii, przyciskając do siebie mocniej i całując namiętnie. Czarnowłosa czuła, jak materiał cienkiej bluzki zsuwał się po jej ramionach. Odczuwając rosnące podniecenie wczesała palce w jego długie włosy, a następnie szybkimi i niedbałymi ruchami zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
— A co… jeśli nas usłyszą… albo tu wejdą…? — spytała między pocałunkami.
— To się przeniesiemy — wyszeptał, podnosząc Hekate i kierując się w stronę niedużego, zagraconego pokoju. Oboje natychmiast opadli na łóżko stojące po lewej stronie, wciąż obsypując się pocałunkami i zdejmując kolejne części garderoby, zapominając o całej reszcie świata. Liczyli się tylko oni, tu i teraz.

Mozaika bieli, czerni i czerwieni to wszystko, co zdołał ujrzeć. Barwy, niczym długie, jedwabne wstążki, unosiły się delikatnie w małym, kwadratowym, zamkniętym pomieszczeniu, wirując coraz szybciej i szybciej. W pewnym momencie widział tylko rozmazane smugi, a patrzenie na nie stawało się coraz mniej przyjemne. Z czasem zaczęło go męczyć, a nawet przerażać do tego stopnia, że miał ochotę krzyczeć, błagać o wybaczenie i prosić o uwolnienie. Aliści nie mógł wydobyć z siebie nawet najsłabszego dźwięku. Również jego ciało odmówiło posłuszeństwa: zdawało się być całkowicie sparaliżowane. Myśli kołatały się w głowie, doprowadzając go do szału. Musiał się stąd wydostać, przecież od tego zależało jego życie…
Attyla natychmiast otworzył oczy czując, jak krople potu spływają po jego skroniach. Przełknąwszy ślinę postanowił jak najszybciej zapomnieć o absurdalnym śnie i nieco się uspokoić. Po chwili uśmiechnął się do siebie: do czego to doszło, by wystraszył się koszmaru, który przecież nic konkretnego nie przedstawiał. Zaś na wspomnienie ostatniej nocy humor szybko mu wrócił, więc całkowicie już rozluźniony odwrócił głowę, by zerknąć na stary zegarek stojący na szafce po lewej stronie. Zamiast tego ujrzał coś, co ponowie wszczepiło w niego ogromną dawkę strachu.
Hekate leżała na łóżku z szeroko otwartymi oczami, w których błyszczał lęk. Duży kawałek kołdry był odrzucony, ukazując jej nagie, drżące ciało. Kątem oka zerknęła na Fala, jednak trwało to zaledwie ułamek sekundy, gdyż po chwili znowu wpatrywała się w sufit. Nie mogąc zrozumieć, co się stało, Fal chciał dotknąć jej ramienia i zapytać, jednak wówczas drgnęła jeszcze silniej. Wyraźnie zaniepokojony wstał, a jego spojrzenie mimowolnie padło na ścianę, pod którą stało łoże. I zamarł.
Czerwone litery, wymalowane lepką mazią, błyszczały w blasku wschodzącego słońca padającego przez małe okienko, układając się w krótki wierszyk:

Symbol, skutek, przyczyna
Klątwa, błogosławieństwo
Gdy powstanie — początek
Gdy go zabraknie — nawet nie ma linii startu

A jak już się pojawi, zniknie
Gdy zaś powróci, zapłacisz krwią

Podłogę, niczym świeży śnieg, pokrywała cienka warstwa białego pyłku.

4 komentarze:

  1. Ja pierniczę, dopiero co oglądałam film, gdzie chodził jakiś dziwny facet, a ludzie wokół niego fruwali i gdzieś znikali, a teraz Ty mi serwujesz kolejny wierszyk! Okej, nie ma tutaj nawet nutki pretensji, bo cieszę się z takiego obrotu sprawy. Jednakże jestem kompletnie zielona w interpretacjach, wiec musisz mi wybaczyć, że niekoniecznie rozumiem przesłanie, chociaż przyznaję, iż mnie intryguje. W ogóle te dziwne zdarzenia są naprawdę ciekawym wątkiem! Ciekawa jestem do czego to w ogóle doprowadzi.
    Muszę przyznać, że widać Twoje zamiłowanie do literatury fantastycznej i nawet nie myślę teraz o opowiadaniu, ale o stylu. Były momenty, że czułam się jak przy książce fantasy, a takowe bardzo lubię! W ogóle podobał mi się cały rozdział, chociaż sposoby zatrzymania Toma w domu strasznie mnie rozbawiły. Zobaczymy, jak im się to uda!
    Zdarzyło Ci się parę literówek: "jednocześne" w tytule i "nastopnego dnia" gdzieś w połowie.
    Powinność osoby upierdliwej spełniona, więc mogę pozdrowić. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój ty... Szczerze to odebrało mi mowę. Odwiedziny rodzinki są zawsze spoko. Co do planu... hm, ciekawa jestem co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że Hekate będzie w Kanadzie podczas owego festiwalu. Ostatnia scena wybiła mnie z tropu: Tutaj cudownie spędzają czas, potem dziwny koszmar, a następnie ten wierszyk... intrygujące, straszne i mroczne. Ciekawe czy Tom miał z tym coś wspólnego.

    CZEKAM na nexta ;D

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrafisz budzić napięcie w czytelniku - muszę ci to przyznać. Zastanawiam się o co chodzi z tą całą sytuacją z tą Hekate i Atyllą - o co chodzi z tymi wierszami i pyłem; co się stanie na ich ślubie?
    Przeraża mnie to co się dzieje z Tomem. Zachowuje się dziwnie.
    Jestem ciekawa rozwiązania tej akcji. Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow x_x końcówka mnie mocno zaciekawiła i z drugiej strony przeraziła. Nie no to się robi coraz ciekawsze :d Pozostaje czekać na kolejny rozdział ;)
    ~Schwarze Tränen

    OdpowiedzUsuń