P
|
rzebudzenie nigdy
nie należało do najprzyjemniejszych momentów. Podróż po bezkresnych krainach
sennych marzeń nie zawsze jest przyjemna, ale gwałtowne wygnanie z jej granic
jest jeszcze gorsze. A zwłaszcza, kiedy przyczyną przedwczesnej pobudki były jakieś
dziwne szmery, które z całą pewnością nie pasowały do dźwięków otoczenia.
Hekate jęknęła cicho, trwając w
bezruchu jakiś czas. W końcu zmusiła się do odwrócenia głowy w lewo: Fal, najwyraźniej
nic nie słysząc, spał w najlepsze. Czarnowłosa prychnęła cichutko: tak bardzo
lubiła pospać dłużej, jednak faktem było, że zazdrościła narzeczonemu niezwykle
twardego snu. Chcąc nie chcąc, podniosła się leniwie, sięgnęła po szlafrok i,
rozciągając się nieco po drodze, podążyła w kierunku drzwi, na które łypała
podejrzliwie: szmery wciąż nie ustawały, co więcej, stawały się coraz
głośniejsze. Kobieta stanęła kilka kroków od nich, chcąc cokolwiek podsłuchać.
— …że jeszcze śpi! Ale co z tego,
skoro ty mnie przecież nigdy nie słuchasz! Ja sobie mogę gadać i gadać, a ty i
tak… — trajkotał ktoś po polsku.
— Cicho, Nija, spokojnie! Zaraz
otworzą…
Nija!, krzyknęła Hekate w
myślach, a radość eksplodowała w niej z ogromną siłą. Miała ochotę pofrunąć do
góry, aż pod sam sufit, po czym zacząć głośno krzyczeć, nie przejmując się
niczym i nikim. Z zadowoleniem stwierdziła, że ostatnimi czasy spotykały ją
same przyjemne rzeczy, a tę passę prawdopodobnie zapoczątkowały oświadczyny
Attyli. Zmartwień zaś było coraz mniej, a przynajmniej zasłonięte zostały tymi
lepszymi momentami. I to jej na razie wystarczało.
Starając się ochłonąć, wzięła
kilka głębokich wdechów i, z szerokim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi,
szeroko otworzonymi oczyma, uchyliła drzwi.
Stały przed nią dwie osoby:
wysoki mężczyzna o brązowych włosach sięgających mu do ramion i dużych,
brązowych oczach. Towarzyszyła mu dużo młodsza dziewczynka o jasnobrązowych
włosach zaplecionych w gruby warkocz i szarozielonych oczach, łudząco podobnych
do tych Hekate. Cała dwójka, kiedy tylko zorientowała się, że drzwi się otworzyły,
uśmiechnęła się szeroko.
— Nie wierzę… — pisnęła
czarnowłosa, po czym rzuciła się na mężczyznę, mocno się do niego przytulając,
przez co ten o mało nie stracił równowagi. — Tak za wami tęskniłam!
— No czekaj, zaraz, zaraz, bo
mnie udusisz! — wołał rozbawiony.
— Nija, kochanie! Matko, jak ty
wyrosłaś! — krzyczała rozradowana Hekate, tuląc do siebie czternastoletnią
dziewczynkę. — Tak bardzo się cieszę, że
was widzę!
— Wiesz, nie chciałbym, żeby ktoś
mi telefonicznie zdawał relację ze ślubu mojej siostry — powiedział Eryk,
ukazując białe zęby w szerokim uśmiechu. Podczas gdy on rozglądał się ciekawie
po pomieszczeniu, najmłodsza z towarzystwa, Nina, wciąż nie przestawała paplać.
— To był mój pomysł, Eryk przez
cały czas by tylko przesiadywał na swojej ulubionej huśtaweczce i powtarzał, że
jeszcze czas! — wołała rozentuzjazmowana, nieświadomie bawiąc się swoim warkoczem.
— Powtarzałam mu, że lepiej będzie, jak przyjedziemy wcześniej: pomożemy ci
trochę, porobimy to i tamto. On by oczywiście od razu do ciebie dzwonił, zaraz
przedstawiał swój plan… on chyba nie zna takiego pojęcia jak „niespodzianka”!
Hekate nie mogła się powstrzymać
i jeszcze raz mocno przytuliła do siebie młodszą siostrę, śmiejąc się radośnie.
Niemal tak samo jak ich obecność cieszyło ją to, że nie zmienili się ani
trochę: dziewczynka, której wciąż wszędzie było pełno, jak zwykle nie mogła
przestać gadać, a spokojny i opanowany Eryk z delikatnym, acz nieco złośliwym
uśmieszkiem musiał to znosić. Kobieta niemal się wzruszyła, kiedy ujrzała, jak
jej brat wnosi oczy ku górze i kiwa głową z politowaniem: ten gest zawsze ją
niesamowicie bawił.
— Że też wszystkie baby w tej
rodzinie są takie wściekłe… — jęknął. — Oho! No to teraz jesteśmy w komplecie!
Hekate spojrzała w tym samym
kierunku. Ku nim podążał kompletnie już ubrany Fal, a szeroki uśmiech, który
był wymalowany na jego twarzy sprawił, że ciałem czarnowłosej mimowolnie wstrząsnął
przyjemny deszcz. Jednak dopiero po paru chwilach zdała sobie sprawę z tego, że
wciąż miała na sobie tylko i wyłącznie szlafrok.
— Eryk! — krzyknął radośnie, po
czym obaj panowie podali sobie dłonie, a następnie uściskali się przyjaźnie. —
Jak dobrze was widzieć! Nie spodziewaliśmy się was tak szybko!
— Ja też się tego nie
spodziewałem, szczerze powiedziawszy — odpowiedział po niemiecku — ale ta mała
maruda nie dałaby mi żyć, gdybyśmy nie przyspieszyli wyjazdu.
Cała trójka skierowała swoje
spojrzenie na Niję, która wówczas jakby skuliła się w sobie, co było do niej
zupełnie niepodobne: Attyla zawsze ją onieśmielał, poza tym dziewczynka nie
znała niemieckiego, przez co w komunikacji z nim musiała polegać na swoim
starszym rodzeństwie. Zaraz jednak Fal uściskał i ją, co spowodowało, że jej
niepewność szybko wyparowała.
— Mam tylko nadzieję, że nie
przeszkadzamy — odezwał się Eryk.
— Pewnie, że nie — zaprzeczył
natychmiast Attyla. — Moja siostra powinna pojawić się w piątek rano, więc to
tylko dwa dni później.
— Może nie stójmy tak w holu
tylko wejdźmy do środka? — zaproponowała Hekate. — Mój drogi — zwróciła się do narzeczonego
— przytargaj ich bagaże i zaprowadź państwo do salonu, a ja się przebiorę i
zaraz do was wrócę.
— Nie będziesz miał lekko —
szepnął Falowi Eryk, kiedy Hekate zniknęła za drzwiami sypialni, a Nija
pobiegła po swoją walizkę. — Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy?
— Już od sześciu lat —
odpowiedział z delikatnym uśmiechem na ustach.
***
— Tom się chyba nie obrazi, że
zebraliśmy się tu wszyscy bez niego? To trochę jakby za jego plecami… — mruczał
Gustav, przechadzając się po salonie braci Kaulitz.
— Wyszedł gdzieś i zapewne długo
nie wróci, jak ciągle ostatnio — odparł Bill, robiąc przy tym krzywą minę.
Atmosfera w pomieszczeniu nie
była zbyt przyjemna: pomimo rozłożonego w fotelu Georga usiłującego ułożyć
Kostkę Rubika, Tayi siedzącej na kolanach Billa i Gustava, który co jakiś czas
wymyślał inny, luźniejszy temat do rozmowy, między nimi wszystkimi krążyło
niemałe napięcie. Powód był oczywisty: bez względu na to, jak bardzo Schäfer by
się starał, temat i tak w końcu schodził na Toma. A i miny były nietęgie, prawda
bowiem było, że nie posunęli się w wyjaśnieniu sprawy ani o milimetr. Wówczas
nie istniało nic gorszego niż poczucie bezsilności, które, pomimo ich wewnętrznych
protestów, ich ogarnęło. I choć ich problemy spotykały się w jednym punkcie,
spoglądając nieco głębiej, dało się ujrzeć zupełnie inne powody zmartwień.
Zarówno Gustav jak i Georg byli
rozdarci. Najbardziej obawiali się tego, że Tom bądź Hekate (lub też Attyla w
jej imieniu, niekoniecznie za jej zgodą) mogliby zrobić coś, co nie tylko
poróżniłoby ich do końca, ale i podzieliło ich najbliższych na dwa wrogie sobie
obozy. Po której wówczas stronie by stanęli? Którego przyjaciela mieli zdradzić
dla drugiego? Wybór zdawał się być absurdalny, a jednak strach przejmował ich
serca, kiedy tylko o tym myśleli.
Dla Tayi nie było żadnego wyboru:
najbardziej obawiała się właśnie o swoją przyjaciółkę będąc przekonana, że to
jej dotyczy dalszy plan Toma, a niewątpliwie taki istniał, ku temu nie miała
żadnych wątpliwości. I choć wiedziała, że Heki nie zamierzała się mścić, a
jedynie przeczekać burzę, i tak miała obawy: może Tom wcale nie czekał na
prowokację z jej strony, a sam postanowił działać? Ale dlaczego, do cholery,
dlaczego? Wciąż nie mogła zrozumieć, co takiego mogła zrobić Tomowi. Jak to możliwe,
że jednego dnia uważał ją za durną ćpunkę, od której wolałby trzymać się z
daleka, a drugiego usiłował ją zamordować… Na samą myśl o tym nieprzyjemny
dreszcz przebiegł po jej plecach. Starając
się go pozbyć, mocniej przytuliła się do Billa, opierając głowę na jego
ramieniu.
Młodszy Kaulitz myślał mniej
skomplikowanie. Dla niego liczyło się tylko i wyłącznie jedno. I właśnie to nie
dawało mu racjonalnie myśleć w dzień i spokojnie spać nocą. Tylko nad tym
rozmyślał, tylko tym ostatnio żył.
Tracił brata.
Cała czwórka, głęboko w ponurej
ciszy, ukrywała swoje myśli i obawy. W pewnym momencie Georg, z niemałą
irytacją, odrzucił zabawkę na bok i wstał. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał
na przyjaciół surowo.
— Cisza nam nie pomoże. Garth też
nie, za to rozmowa Toma i tego jego nowego kolegi, którą podsłuchaliście kilka
dni temu, może być przydatna. Dzięki niej przynajmniej ukazały się nam jakieś
konkretniejsze cele. A lepsze to niż nic.
Bill z zainteresowaniem podniósł
głowę, również Gustav podszedł bliżej. Tylko białowłosa wciąż zdawała się być jakaś
przygaszona, przestraszona.
— Nie możemy dopuścić do tego, by
Tom pojawił się na tym festiwalu. To priorytet na najbliższe dni.
Młodszy Kaulitz zastanowił się
chwilę. Prawdę mówiąc też o tym myślał — w rzeczywistości był to jedyny pomysł,
który wpadł mu do głowy. I zapewne najrozsądniejszy, choć niezwykle trudny w
realizacji.
— Jak? — spytał Gustav, jak gdyby
czytał mu w myślach.
— Może go gdzieś wywieźć? —
zaproponowała cicho Taya.
— To nie dziecko, poradziłby
sobie z dotarciem na miejsce — odpowiedział Georg, wciąż rozmyślając.
— Może upozorować wypadek? —
dorzucił Gustav.
— Zbyt ryzykowne, nie
przesadzajmy. Jeszcze niedawno Tom przecież leżał w szpitalu, powiedzmy, że
starczy — powiedział rzeczowym tonem Bill.
Taya, na wspomnienie tamtej felernej
imprezy oraz widoku, jaki ujrzała w domu bliźniaków następnego dnia sprawił, że
nieprzyjemny chłód spłynął po jej ciele, a w oczach zapiekły łzy.
— Również Hekate nie może pojawić
się na tej imprezie — wyszeptała przestraszona, jakby tchnięta tym, co niedawno
ujrzała oczyma wspomnień. — Nie zapominajcie, że od tego się zaczęło. Ja się
boję, że on znowu mógłby…
Georg i Gustav z zainteresowaniem
spojrzeli na nią, po czym gorliwie pokiwali głowami na znak, że popierają
pomysł dziewczyny. Zaś Bill wówczas poczuł, jak coś nieprzyjemnie zakłuło go w
klatkę piersiową. „Oni wszyscy myślą, że Tom to niedoszły morderca, nieczuły
drań… a przecież to nieprawda!”, myślał z niepokojem. Najgorsze było jednak to,
że powoli sam zaczynał w to wątpić. Mimo to postanowił zaufać przeczuciom.
— Może to odważnie z mojej strony
o tym mówić, ale nie sądzę, by i tym razem o nią chodziło — powiedział cicho,
acz pewnie. — Czuję, że tu chodzi o coś poważniejszego, większego, choć bardzo
możliwe, a niemal pewne, że incydent z Hekate miał z tym coś wspólnego.
Oczywiście możecie poprosić ją, by dla własnego bezpieczeństwa się tam nie
pojawiała, ale ja najzwyczajniej w świecie nie widzę takiej potrzeby.
Wybaczcie, ale dam sobie rękę uciąć, że tu nie chodzi o Hekate, a przynajmniej
nie w największym stopniu. Jeśli ta bliźniacza więź, którą jesteśmy z Tomem
połączenie od tak dawna, jeszcze odbiera jakiekolwiek sygnały, to jestem niemal
pewien, że się nie mylę.
Choć początkowo Taya nie mogą
uwierzyć w słowa Billa, to z czasem stwierdziła, że może być w tym wszystkim nieco
sensu, a na pewno wstąpiła w niej maleńka ulga: gdyby rzeczywiście prawdą był
to, co mówił, choć na chwilkę nieco by się uspokoiła. A kiedy przypomniała
sobie, że przecież Hekate wspominała o jakimś wyjeździe do Kanady, zapewne na
miesiąc miodowy, i gdyby wyruszyliby zaraz po ślubie, jej przyjaciółki w ogóle
nie byłoby w Niemczech w czasie festiwalu. Wszystkie te okoliczności sprawiały,
że Taya poczuła, iż znów może oddychać pełną piersią.
— Uśpię go — odezwał się zupełnie
niespodziewanie młodszy Kaulitz, wpatrując się pustym spojrzeniem w podłogę. —
Po prostu go uśpię.
Obaj obecni tam panowie
wytrzeszczyli oczy, w których lśnił olbrzymi szok, a Taya gwałtownie nabrała
powietrza do płuc.
— Nie możesz! — wykrzyknęła. —
Bill, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz! Sam nie chciałeś
przystać na pomysł o upozorowaniu wypadku, a teraz chcesz zrobić to samo, więc…
— Nie — przerwał jej Kaulitz. —
Znam jego dzienne nawyki, będę wiedział, jak działać. Łyknie bezpieczną dawkę
proszków nasennych tak, by przespał cały ten dzień. Jeśli znajdziecie jakiś
inny, lepszy pomysł, to walcie, jestem otwarty na wszelkie sugestie.
Kiedy jednak nikt nie odezwał się
nawet słowem, nie tylko z braku innych genialnych planów, ale i z powodu wciąż
nieznikającego szoku, Bill delikatnie posadził Tayę na łóżku, a sam wstał, po
czym opuścił pokój, trzaskając za sobą drzwiami.
Zazwyczaj ten dom przepełniony
był gwarem rozmawiających i śmiejących się przyjaciół. Każdego wszędzie było
pełno: a to ktoś szperał w lodówce wrzeszcząc, że jak zawsze jest pusta, ktoś
inny wylał na kanapę sok, zwalając winę na towarzysza, innym razem z salonu
robiono boisko do hokeja. Działo się tu naprawdę wiele, ten budynek tętnił
życiem. A kiedy nastawała cisza, domownicy rozsiadali się w wygodnych fotelach,
oglądali telewizje, grali w gry, czytali książki, spali lub po prostu gawędzili.
Klimat jednak wciąż pozostawał nienaruszony: panowało tam ciepło, spokój i
radość.
A teraz? Cisza, która wręcz
łomotała o ściany domu, nie była naturalna. Niosła za sobą dużo smutku i
niepokoju. A czuć się obco we własnym domu jest naprawdę źle.
Bill stał w opustoszałym salonie,
spoglądając przez ogromne okno na zielony ogród zalany promieniami
popołudniowego słońca. Wiedział dobrze, że nie powinien opuszczać przyjaciół,
że zachował się źle i niekulturalnie, jednak musiał być szczery przed samym
sobą: już od dawna pragnął odejść i więcej nie słuchać wywodów na temat tego,
jak niebezpieczną bestią stał się jego bliźniak. Naturalnie był tego
wszystkiego świadomy, znał zagrożenie, rozumiał niepokój pozostałych: sam
przecież był nim ogarnięty. Jednak najzwyczajniej w świecie nie miał już sił.
Był słaby, właśnie takie momenty jak te doskonale to ukazywały. Bo gdyby miał w
sobie więcej siły, działaby, działałby od razu i nie odpuścił, dopóki by czegoś
nie znalazł. Nie pomyślałby też, że ma do brata żal. Nie za zaatakowanie Hekate,
nie za tajemnice, które niewątpliwie przed nim ukrywał, nie myślał teraz o tym.
Miał do Toma żal za to, że to on musi walczyć. Ten słabszy, obolały, bezsilny,
bezradny. Tak się właśnie czuł, choć usilnie próbował temu zaprzeczać.
Okłamywał samego siebie, ale to było przecież prostsze, przyjemniejsze: ukryć
najokropniejsze lęki i najobrzydliwsze myśli bardzo głęboko w sobie, tak, by
nigdy więcej nie dały o sobie znać. Ale cóż zrobić, kiedy każdego dnia
spoglądał w te obce, bezduszne, szklane oczy Toma? Ponoć kłamstwo powtarzane
wiele razy w końcu staje się prawdą. Ale co to da, jeśli codziennie po
otworzeniu powiek i przed ich zamknięciem będzie sobie w myślach powtarzał, że
Tom wcale się nie zmienił, że wszystko będzie dobrze…?
Był zmęczony. Lecz Tom nie zdawał
się tego w ogóle zauważać. Georg i Gustav zresztą też nie. Taya również…
Na myśl o tej ostatniej coś
ukłuło go w serce. Mimowolnie uśmiechnął się lekko: dawno nie czuł, że się w
kimś zakochał. Uczucie tak pozytywne wyglądało wręcz śmiesznie na tle tych
negatywnych, ale nie był pewien, co by się z nim stało, gdyby nie było teraz
przy nim białowłosej. Nie potrzebował słów ani gestów, wystarczyła tylko jej
obecność. Więc tym bardziej spokoju nie dawała mu myśl, że i ona go nie
rozumiała. Nie wiedziała, co przeżywał, jak bardzo się pogrążał. I choć nie
powinno być w tym nic dziwnego, czuł rozczarowanie, jak gdyby oczekiwał, że odczyta jego myśli. A
przecież nikt tego nie potrafi.
Ale jakże byłoby to pomocne…
***
— Jak wam idą przygotowania do
ślubu? — zagadnął Eryk.
Za oknami powoli zapadała noc. Różowe
obłoki, niczym jedwabny szalik, znikały powoli za linią horyzontu, układając
miasto do snu, a witając pierwsze gwiazdy, które pojawiały się granatowiejącym
niebie. Nija, siedząc na dywanie z podkulonymi pod brodę nogami, nie mogła
nadziwić się temu widokowi: szeroko otwartymi oczyma spoglądała na ciemniejące
sklepienie mając cichą nadzieję, że ujrzy spadającą gwiazdę. Tuż za nią wesoło
trzaskał ogień, a jej kot, Tofik, którego ze sobą sprowadziła, mruczał
cichutko, ocierając się raz po raz o jej nogi. Podrapała go za uszkiem, po czym
spojrzała na pozostałą trójkę, która siedziała wokół małego, drewnianego stolika.
Każdy z nich trzymał w dłoniach kubek, z którego od czasu do czasu upijali łyk
kawy. Cóż jej jednak po tej rozmowie, skoro nie rozumiała ani słowa?
Porozumiewali się w języku niemieckim, którego nie znała nawet trochę.
— Aż ciężko uwierzyć, że
pozostały tylko trzy dni — mruknął najstarszy z rodzeństwa.
Na te słowa Hekate zaśmiała się
cicho, a Fal mocniej ją objął.
— Też chyba jeszcze to do mnie
nie dociera — wyznała powoli czarnowłosa, kiwając z niedowierzaniem głową. —
Przecież jeszcze nie tak dawno mi się oświadczałeś — Hekate spojrzała na
Attylę, całując go w usta.
— I racja — powiedział Eryk,
wygodniej rozsiadając się na sofie. — Jeśli nie ma z czym zwlekać, to im
szybciej, tym lepiej. Aaa… gości ilu przewidujecie?
— To nie będzie jakieś wielkie
weselisko. Żadne z nas nie ma setki znajomych, zaprosimy tylko najbliższych:
rodzinę i przyjaciół. Nie potrzebne nam są zbędne ceregiele — wyjaśniła.
— A twoi rodzice, Fal?
— Matka nie żyje od trzynastu
lat, zmarła na raka płuc. Ojciec zginął rok później w wypadku samochodowym —
odpowiedział. Choć wyraz jego twarzy nie uległ zmianie, w oczach przez moment
zabłyszczał smutek. — Miałem dziewiętnaście lat, kiedy zostaliśmy sami: ja i
moja dwa lata młodsza siostra Shamett. Jednak i tak nie bardzo mogła na mnie
liczyć, powiedziałbym nawet, że radziła sobie z tym lepiej niż ja.
— Właśnie, jak u niej? Dawno się
nie odzywała — zauważyła Hekate.
— Z tego co mi wiadomo, to
średnio — wyznał po chwili zastanowienia. — Ma dopiero dwadzieścia dziewięć
lat, a już jest rozwódką. Ale poświęca się pracy: jest chirurgiem. Skubana,
poszła w ślady ojca — Attyla na samą myśl pokiwał głową z niedowierzaniem.
— Mam pomysł — odezwała się
niespodziewanie Nija. — Może teraz my porozmawiajmy po polsku tak, bym coś
zrozumiała, a Falian będzie się głupio patrzył. Chyba że zdążyłaś nauczyć go polskiego
— znam twój upór, ale w to jednak wątpię.
Zarówno Eryk jak i Hekate ryknęli
śmiechem, zaś Nina uśmiechnęła się dumna, że udało się jej rozśmieszyć
towarzystwo. Tylko Fal, chichocząc z samego faktu, że innym było tak wesoło,
nieco zdezorientowany próbował się dowiedzieć, co też powiedziała dziewczynka.
— Przysięgam ci, moja droga, że
zrobimy tak jutro — z samego rana będziesz ćwierkała po polsku, a ja i siostra
razem z tobą — zaśmiał się Eryk. — Ale póki co porozmawiajmy sobie na górze.
Jestem cholernie zmęczony, wycieczka samochodem z Suwałk do Berlina nie jest
wcale aż taka przyjemna. Tobie też pewnie przyda się trochę snu, więc jazda na
górę. Wiesz, który to twój pokój? Masz to szczęście, dzieciaku, że to duży dom,
a gospodarz zgodził się nas nie wywalać na zbity pysk.
Nija przystała na ten pomysł z
ochotą. Dźwignęła się więc na nogi, podskoczyła do Hekate i Attyli, całując ich
w policzek, po czym czmychnęła na piętro. Również Eryk pożegnał towarzystwo i
ruszył za młodszą siostrą, udając się na spoczynek i dając nieco upragnionego
spokoju przyszłym małżonkom.
— No i zostaliśmy sami — odezwał
się po jakimś czasie Fal, uśmiechając się szeroko.
— Prawda — przyznała. — Ale wiesz
co? Strasznie za nimi tęskniłam…
— To jasne, w końcu to twoja
rodzina. A… — Mężczyzna zawahał się na moment. — Nie żałujesz, że nie ma z nimi
twojej matki?
— Nie — odparła szybko, mocniej
tuląc się do narzeczonego. — Ale nie mówmy teraz o tym.
— Jak sobie życzysz —
odpowiedział, całując jej odsłonięte ramię. — A może… uczcimy ich przyjazd? —
spytał, ujmując w dłonie twarz kobiety.
Hekate zaśmiała się głośno,
odchylając głowę do tyłu. Powoli jednak śmiech zamierał, zaś serce zaczynało
bić mocniej, kiedy czuła pocałunki Attyli składane na jej szyi. Mężczyzna objął
ją w talii, przyciskając do siebie mocniej i całując namiętnie. Czarnowłosa
czuła, jak materiał cienkiej bluzki zsuwał się po jej ramionach. Odczuwając
rosnące podniecenie wczesała palce w jego długie włosy, a następnie szybkimi i
niedbałymi ruchami zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
— A co… jeśli nas usłyszą… albo
tu wejdą…? — spytała między pocałunkami.
— To się przeniesiemy —
wyszeptał, podnosząc Hekate i kierując się w stronę niedużego, zagraconego
pokoju. Oboje natychmiast opadli na łóżko stojące po lewej stronie, wciąż
obsypując się pocałunkami i zdejmując kolejne części garderoby, zapominając o
całej reszcie świata. Liczyli się tylko oni, tu i teraz.
Mozaika bieli, czerni i czerwieni
to wszystko, co zdołał ujrzeć. Barwy, niczym długie, jedwabne wstążki, unosiły
się delikatnie w małym, kwadratowym, zamkniętym pomieszczeniu, wirując coraz
szybciej i szybciej. W pewnym momencie widział tylko rozmazane smugi, a
patrzenie na nie stawało się coraz mniej przyjemne. Z czasem zaczęło go męczyć,
a nawet przerażać do tego stopnia, że miał ochotę krzyczeć, błagać o wybaczenie
i prosić o uwolnienie. Aliści nie mógł wydobyć z siebie nawet najsłabszego dźwięku.
Również jego ciało odmówiło posłuszeństwa: zdawało się być całkowicie sparaliżowane.
Myśli kołatały się w głowie, doprowadzając go do szału. Musiał się stąd wydostać,
przecież od tego zależało jego życie…
Attyla natychmiast otworzył oczy
czując, jak krople potu spływają po jego skroniach. Przełknąwszy ślinę postanowił
jak najszybciej zapomnieć o absurdalnym śnie i nieco się uspokoić. Po chwili
uśmiechnął się do siebie: do czego to doszło, by wystraszył się koszmaru, który
przecież nic konkretnego nie przedstawiał. Zaś na wspomnienie ostatniej nocy
humor szybko mu wrócił, więc całkowicie już rozluźniony odwrócił głowę, by
zerknąć na stary zegarek stojący na szafce po lewej stronie. Zamiast tego
ujrzał coś, co ponowie wszczepiło w niego ogromną dawkę strachu.
Hekate leżała na łóżku z szeroko otwartymi
oczami, w których błyszczał lęk. Duży kawałek kołdry był odrzucony, ukazując
jej nagie, drżące ciało. Kątem oka zerknęła na Fala, jednak trwało to zaledwie
ułamek sekundy, gdyż po chwili znowu wpatrywała się w sufit. Nie mogąc
zrozumieć, co się stało, Fal chciał dotknąć jej ramienia i zapytać, jednak
wówczas drgnęła jeszcze silniej. Wyraźnie zaniepokojony wstał, a jego spojrzenie
mimowolnie padło na ścianę, pod którą stało łoże. I zamarł.
Czerwone litery, wymalowane lepką
mazią, błyszczały w blasku wschodzącego słońca padającego przez małe okienko,
układając się w krótki wierszyk:
Symbol, skutek, przyczyna
Klątwa, błogosławieństwo
Gdy powstanie — początek
Gdy go zabraknie — nawet nie ma linii startu
A jak już się pojawi, zniknie
Gdy zaś powróci, zapłacisz krwią
Podłogę, niczym świeży śnieg, pokrywała
cienka warstwa białego pyłku.
Ja pierniczę, dopiero co oglądałam film, gdzie chodził jakiś dziwny facet, a ludzie wokół niego fruwali i gdzieś znikali, a teraz Ty mi serwujesz kolejny wierszyk! Okej, nie ma tutaj nawet nutki pretensji, bo cieszę się z takiego obrotu sprawy. Jednakże jestem kompletnie zielona w interpretacjach, wiec musisz mi wybaczyć, że niekoniecznie rozumiem przesłanie, chociaż przyznaję, iż mnie intryguje. W ogóle te dziwne zdarzenia są naprawdę ciekawym wątkiem! Ciekawa jestem do czego to w ogóle doprowadzi.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że widać Twoje zamiłowanie do literatury fantastycznej i nawet nie myślę teraz o opowiadaniu, ale o stylu. Były momenty, że czułam się jak przy książce fantasy, a takowe bardzo lubię! W ogóle podobał mi się cały rozdział, chociaż sposoby zatrzymania Toma w domu strasznie mnie rozbawiły. Zobaczymy, jak im się to uda!
Zdarzyło Ci się parę literówek: "jednocześne" w tytule i "nastopnego dnia" gdzieś w połowie.
Powinność osoby upierdliwej spełniona, więc mogę pozdrowić. :D
O mój ty... Szczerze to odebrało mi mowę. Odwiedziny rodzinki są zawsze spoko. Co do planu... hm, ciekawa jestem co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że Hekate będzie w Kanadzie podczas owego festiwalu. Ostatnia scena wybiła mnie z tropu: Tutaj cudownie spędzają czas, potem dziwny koszmar, a następnie ten wierszyk... intrygujące, straszne i mroczne. Ciekawe czy Tom miał z tym coś wspólnego.
OdpowiedzUsuńCZEKAM na nexta ;D
BuŹka! ;*
Potrafisz budzić napięcie w czytelniku - muszę ci to przyznać. Zastanawiam się o co chodzi z tą całą sytuacją z tą Hekate i Atyllą - o co chodzi z tymi wierszami i pyłem; co się stanie na ich ślubie?
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie to co się dzieje z Tomem. Zachowuje się dziwnie.
Jestem ciekawa rozwiązania tej akcji. Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek.
Wow x_x końcówka mnie mocno zaciekawiła i z drugiej strony przeraziła. Nie no to się robi coraz ciekawsze :d Pozostaje czekać na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń~Schwarze Tränen