sobota, 2 listopada 2013

28. Pierwsza samotna ścieżka, cz. 2


  T
aya! — zawołał ktoś z tyłu.
Kobieta nie zamierzała się odwracać: czym prędzej chciała dotrzeć do swojej przyjaciółki. Była przerażona jej stanem: mało kiedy płakała, a to, co usłyszała w słuchawce sprawiło, że ugięły się pod nią kolana. Sprawa musiała być naprawdę poważna, a białowłosa miała coraz poważniejsze obawy, że choćby nie wiadomo jak się starała, tym razem nie będzie w stanie jej pomóc.
— Taya! — krzyknął znowu ten sam głos. Wkrótce usłyszała za sobą coraz głośniejsze kroki, a już po chwili poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Rozzłoszczona odwróciła się gwałtownie, jednak kiedy ujrzała, kto przed nią stał, ciepło rozlało się po jej ciele. Nie mogąc się powstrzymać, rzuciła mu się w ramiona, szybko jednak odskoczyła, wbijając w niego spojrzenie pełne nadziei.
— Co się dzieje? — pytał zdezorientowany Georg. — Wiesz, gdzie jest Heki? Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbiera…
— Musisz mi pomóc, opowiem ci po drodze — wyrzuciła z siebie jednym tchem.

Kiedy tylko Taya dojrzała ciemną, skuloną sylwetkę siedzącą pod kamienny mostem, natychmiast do niej podbiegła. Nie dbając o to, że przez pośpiech mało nie wpadła do rzeki, a swoje spodnie ochlapała błotem, usiadła obok niej, tuląc ją do siebie mocno. Po drugiej stronie siadł Georg, ze zmartwieniem spoglądając na kompletnie rozbitą Hekate. Czarnowłosa, kiedy tylko ich zobaczyła, po raz kolejny wybuchła płaczem. Jednak jej przyjaciele nie prosili, by opowiedziała, co się z nią stało, po prostu przy niej byli, stanowili dla niej wsparcie w tych najcięższych chwilach, za co będzie im wdzięczna do końca życia. Odwróciła się do Georga i chciała coś powiedzieć, jednak nie pozwolił jej dokończyć.
— Spokojnie — wyszeptał, obejmując ją ramieniem. — Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Cholerne chwile, pełne toksycznych myśli, słów i czynów dopadają każdego — przed tym nie da się uciec. Tylko to, w jakiej postaci i w jakich okolicznościach nas dopadną, nigdy nie jest pewne. Wtedy kierują nami emocje: złość, nienawiść, lęk, szczęście, mściwość, zazdrość. Jednak musisz pamiętać, że emocje to nie uczucia. Emocje mogą je zakryć, ale tylko na chwilę. Nigdy ich nie usuną i ty musisz o tym wiedzieć, zwłaszcza w takich momentach jak te.
Hekate, słuchając mężczyzny, powoli się uspakajała. Wciąż oddychała ciężko, a łzy spływały po czerwonych policzkach, ale słowa Georga sprawiły, że miała mętlik w głowie, nie potrafiła zebrać myśli. I to jej zdecydowanie wystarczało, a wręcz przynosiło chwilową ulgę: nie musząc zastanawiać się nad niczym siedziała po prostu nad brzegiem wolno płynącej rzeki, wpatrując się bezwiednie w jej toń. Wokół słychać było jedynie oddechy jej przyjaciół, echa rozmów spacerowiczów czy ciche śpiewy ptaków, jak gdyby nieśmiałe, słabe, lękliwe. Ten stan był dla niej idealny: zdawało jej się, że choć świat mknął dalej, dla niej jedynej zrobił wyjątek i stanął; jej własny, mały światek zamarł na moment, wstrzymując oddech i oczekując na to, co wydarzy się niebawem. Ale właśnie… co potem?
Kobieta szybko odrzuciła od siebie tę myśl. To nie koniec świata, jeśli zajdzie taka potrzeba, zatrzyma się u Tayi. Aliści teraz nie chciała o tym myśleć, pragnęła jedynie… zasnąć. Tak, zasnąć snem głębokim, twardym jak skała, zupełnie czarnym, bez nawet najmniejszych przebłysków sennych majaków. Obudziłaby się po kilku godzinach i uświadomiła sobie, że to wszystko to tylko jej bujna wyobraźnia, że nic takiego się nie stało. Nie pokłóciła się z Attylą, Nija i Eryk do niej nie przyjechali, nie było żadnych przygotowań do ślubu…
Po raz pierwszy w życiu zapragnęła, by to wszystko, całe jej dotychczasowe życie, było jedynie dziwnym, poplątanym snem, z którego za chwilkę się wybudzi. I znowu będzie leżała na swoim biurku, z głową ułożoną na starym notesie oprawionym w czerwoną skórę, w którym zapisywała swoje przemyślenia, filozofie i marzenia, znowu będzie zbuntowaną dziewiętnastolatką fantazjującą o ucieczce z domu i rozpoczęciu nowego, lepszego życia. I nagle przyszło jej do głowy, że może tamte chwile spędzone w Polsce nie były takie złe…? Z całą pewnością to wszystko było wówczas o wiele mniej skomplikowane.
Właśnie takie momenty jak te uświadamiają człowiekowi, że nie ma czegoś takiego jak własna wola. Jest jedynie cholerny, przeklęty los, który steruje ludźmi jak bezdusznymi, szmacianymi marionetkami zapewniającymi rozrywkę temu, kto nimi kieruje. Spycha ich wszystkich na wybraną ścieżkę, najczęściej wbrew ich woli, bo przecież człowiek nie może decydować o swoim przeznaczeniu. Jest zbyt słaby, zbyt marny, niemądry i zepsuty.
Mimo tak ciężkich myśli Hekate czuła, że wszystkie uczucia i emocje, które nią silnie targały, nie tyle znikały, co stopniowo łagodniały: zamiast rozpaczy pojawił się smutek, miejsce paniki zajął niepokój, zaś nienawiść została przykryta przez niepewność. Westchnęła głęboko, czym natychmiast wzbudziła zainteresowanie pozostałej dwójki. Spojrzeli na nią z największą uwagą i troską płonącą w oczach, jednak ujrzawszy, że twarz kobiety powoli nabiera barw, uspokoili się nieco. Taya natychmiast jeszcze mocniej przytuliła Heki, mrucząc coś przy tym po cichu, a Georg uśmiechnął się pokrzepiająco.
Mężczyzna ucieszył się, że Hekate powoli odzyskiwała oddech. Faktem jednak było, że bardzo niepokoiła go sytuacja, jaka zaszła między nią a Falem. O ile Taya była z takiego obrotu spraw niezwykle zadowolona i nawet nie zdawała się tego jakoś specjalnie kryć, tak Georg patrzył na to zdecydowanie inaczej. Po pierwsze był świadom tego, jak wielkim uczuciem darzyła się ta dwójka. Poza tym zdążył całkiem dobrze poznać Attylę i szczerze go polubić. Znał też jego przeszłość, jednak zaprzyjaźnił się z nim na tyle, by móc o tym zapomnieć, zupełnie nie zwracać na to uwagi. W jego świadomości żyły dwie różne osoby: Fal, jego dobry kumpel oraz Attyla, handlarz narkotyków, którego nigdy nie znał. Czyżby wówczas opadła mu maska, odsłaniając to drugie oblicze?
Cisza wokół nich zdawała się gęstnieć z każdą sekundą, jednak nikogo nie krępowała. Wszyscy zdawali się na coś czekać, może na jakiś znak, może na wyjątkowe wydarzenie. I nawet gdyby to wszystko miało prędko nie nadejść, oni byli gotowi trwać tam całymi godzinami i po prostu czekać. Jeśli tylko Hekate tego potrzebowała, dla Georga i Tayi zupełnie nic innego się nie liczyło.
Tak, ta cisza była zbawienna. Sprawiała, że bardzo powoli skradał się ku nim spokój.
Jednak nagle coś się wydarzyło: Taya zerwała się na równe nogi, patrząc przed siebie z mordem w oczach, zaś Georg gwałtownie odwrócił głowę, zaniepokojony reakcją białowłosej. I kiedy już dojrzał to, co tak wyprowadziło z równowagi Tayę, zmartwił się potężnie, choć gdzieś głęboko w sercu zakłuła go nadzieja. Tylko Hekate zdawała się niczego nie zauważyć: ignorując zupełnie poruszenie wśród jej przyjaciół, ukrywała twarz w kolanach, nie drgnąwszy nawet.
Taya przez moment była oszołomiona, kiedy zauważyła, kto zmierzał w ich kierunku. Jednak zwątpienie wywołane widokiem zmartwionej Niji szybko wyparowało, a zastąpiła ją szczera nienawiść.
— NIE ZBLIŻAJ SIĘ! — ryknęła jak nigdy dotąd. Cała drżała, zęby i pięści miała zaciśnięte, czoło zmarszczone, a szmaragdowe oczy ciskały błyskawice. Wyglądała strasznie, była rozjuszona do granic możliwości. Nieczęsto można było ujrzeć Tayę w takim stanie, na co dzień tak spokojną, opanowaną, niewinną. Jednak teraz zachowywała się jak lwica broniąca młodych: w obliczu zagrożenia zapominała o wszystkim, a jej jedynym celem było zapewnienie bezpieczeństwa swoim bliskim, w tym przypadku najlepszej przyjaciółce. Bo oto zbliżał się ten, który wyrządził największe szkody.
Zaniepokojony całą sytuacją Georg powoli podniósł się z miejsca, nieco nieprzytomnym krokiem zbliżając się do białowłosej. Nie zamierzał stawać po niczyjej ze stron, na razie chciał jedynie obserwować, co się wydarzy. To, co widział, nie za bardzo mu pasowało: blady jak papier Attyla szedł szybkim krokiem w ich stronę, trzymając za rękę kilkunastoletnią dziewczynę, która, podobnie jak Fal, wyglądała na przerażoną. Listing szybko pomyślał, że to mogła być siostra Hekate, tylko gdzie w takim razie był jej brat?
Kiedy Attyla, porażony ostrym rozkazem Tayi, stanął w miejscu, znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od pozostałych. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić, strach błyskawicznie przejął kontrolę nad jego ciałem. Cóż to za parszywe uczucie, przejmujące nad człowiekiem władzę, budzące w nim najgorsze lęki i urzeczywistniające najstraszniejsze koszmary. Czuł, jak Nija, która wciąż ściskała jego dłoń, wychylała się do przodu, pragnąc ujrzeć siostrę, zaś on nie potrafił zrobić zupełnie nic. Po prostu stał tam czas jakiś, zbierając się w sobie, by wyszeptać chociaż kilka słów. Spojrzał błagalnie na przyjaciela, jednak w jego zielonych oczach nie ujrzał zupełnie nic: ta pustka wyrwała z jego serca jeszcze jeden kawał nadziei. Ale czegóż mógł się spodziewać po tym, co zrobił…?
A jeśli to rzeczywiście koniec?”, pomyślał zlękniony. Serce natychmiast przyspieszyło, a nabranie powietrza do płuc zdawało się być cięższą czynnością niż kiedykolwiek. Nie oczekiwał przebaczenia, choć tak bardzo o nim marzył. Pragnął jedynie ujrzeć Hekate choć na chwilę, wypowiedzieć do niej tylko kilka słów. Egoizm to okrutna wada, a teraz był właśnie takim egoistą: chciał się z nią zobaczyć, żeby poczuć się lepiej, żeby znowu uwierzyć, że może być dobrze. Ale jeśli jednak to wszystko pójdzie na marne… powoli jej odejść. O ile taka będzie jej wola. Uszanuje ją. Przecież to on wszystko zniszczył, a bronią były cholerne wiersze…
— Proszę… pozwólcie mi z nią porozmawiać, chociaż przez chwilę… zobaczyć… — mówił cicho, ledwie wyraźnie przez strach, który swymi zimnymi szponami ściskał jego gardło.
Na dźwięk tego głosu Hekate drgnęła gwałtownie. Powoli podniosła głowę, a kiedy upewniła się, że słuch nie robił jej figli, przerażenie zabłyszczało w jej oczach. Aliści nikt nie spodziewał się jej reakcji…
— Odejdź stąd!!! Zabierzcie go ode mnie, proszę!... — krzyczała, odsuwając się czym prędzej do tyłu. Świeże łzy po raz kolejny obficie popłynęły po policzkach, a panika ogarnęła bijące jak oszalałe serce. Głośno szlochając, odwracała wzrok, byle tylko nie widzieć Fala: coś sprawiało, że nie potrafiła znieść jego widoku. Kiedy tylko choć na moment jego obraz mignął jej przed oczami, czuła strach, wstyd, niechęć i pragnienie rozpłynięcia się w powietrzu.
Nawet Taya była kompletnie oszołomiona reakcją Hekate. W momencie, kiedy odwróciła się i zrobiła krok w jej stronę, zadała sobie sprawę, że popełnia błąd: jak gdyby w odpowiedzi czarnowłosa niezgrabnie, acz błyskawicznie dźwignęła się na nogi, a następnie puściła biegiem w stronę ciemniejącego w oddali lasu.
— HEKATE! — wrzasnął zrozpaczony Attyla. W sekundę później zrywał się do biegu, chcąc ją jak najszybciej dogonić, jednak          Georg, który jako jedyny zachował trzeźwość umysłu, złapał go mocno, uniemożliwiając mu gonitwę.
— Strój! Nie goń jej! — krzyczał, usiłując powstrzymać wciąż wyrywającego się Fala. — Jeśli za nią pobiegniesz, będzie jeszcze bardziej wystraszona! Nie może uciekać w nieskończoność, na pewno pobiegła do lasu, który zresztą jest niewielki: pewnie ukryje się gdzieś tam i postara się ochłonąć. Wtedy ją znajdziemy.
— Więc co mam teraz robić?! — ryknął Fal.
— Czekać! — wrzasnął Georg, na moment tracąc opanowanie. — Ty już swoje zrobiłeś.

Po raz kolejny tego dnia gnała przed siebie, tylko i wyłącznie tam, gdzie nogi ją poniosą. Po raz kolejny nie dbała o nic, chciała się jedynie ukryć tam, gdzie nikt jej nie znajdzie i gdzie zostawią ją w spokoju, pozwolą odpocząć, zapaść się pod ziemię, zapomnieć. Po raz kolejny uciekała właśnie przed nim…
Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się wśród ciemnych, wysokich, ponurych drzew, których baldachimy szczelnie zakrywały niebo, przepuszczając tylko niewielkie ilości światła dnia. Ciężkie chmury płynęły wolno po sklepieniu, zasłaniając słońce, a przynosząc wilgotne powietrze i przeszywający wiatr, toteż sceneria, w której się znalazła, była doprawdy przerażająca: gałęzie kołysały się, trzeszcząc upiornie, a ciemność gęstniała z każdą minutą coraz bardziej. Zdawać by się mogło, że pogoda współpracowała z Hekate, ukazując całemu światu, jak się czuła.
Kobieta rozejrzała się po otoczeniu, ocierając rękawem cały cza płynące łzy. Jej spojrzenie zatrzymało się na sporej wielkości okrągłym kamieniu pokrytym mchem. Wokół niego rosło kilka wysokich krzewów, stanowiąc idealną kryjówkę. Hekate okrążyła głaz, po czym opadła ciężko na wilgotną ściółkę opierając się o chłodną ścianę kamienia. Jej płuca niemal płonęły: nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku, a towarzyszący jej płacz wcale nie pomagał w odpoczynku, wręcz przeciwnie, gdyż próbując złapać oddech jedynie krztusiła się łzami. Nie dbała o to, ile czasu miała tu spędzić, kto się o nią martwił lub szukał, zupełnie nic ją wówczas nie obchodziło. W takich chwilach do głowy przychodziły absurdalne myśli, a więc Hekate zastanawiała się, o ile łatwiej byłoby teraz po postu nie istnieć. Być zupełnie inną osobą, wychować się w innej rodzinie, w innym mieście, kraju, części świata. I mierzyć się z innymi problemami, gdyż te ją najzwyczajniej w świecie przerastały. Bo jeśli człowiek musi sobie radzić z serią porażek, z czasem przyzwyczaja się do swojego parszywego losu, staje się pesymistą twierdzącym, że życie to nic innego jak przyjmowanie na barki kolejnych, jakże bolesnych, przeciwności losu. Z niektórymi da się walczyć, ale inne należy zakorzenić głęboko w sobie i wraz z nimi żyć aż do końca. Ale czy oby na pewno? Tego nie wiedziała. Była zaś pewna, że taka postawa była łatwiejsza. Co innego, jeśli wszystko układa się wręcz nadzwyczaj dobrze tylko po to, by los z wielkim podkreśleniem wykrzyczał, że aż tak wspaniale być nie może.
Dlaczego? Dlaczego właśnie ja?!”, krzyczała w myślach, roniąc kolejne łzy.
Ponieważ to ty jesteś tą, dla której śmierć nie jest końcem, a jedynie początkiem.
Hekate otworzyła szeroko oczy. Rozejrzała się zlękniona dookoła, jednak nikogo nie zobaczyła. Z olbrzymim niepokojem odwróciła się i zajrzała za krzaki, jednak i tam nikogo nie ujrzała. Pewnym aliści było, że nie była sama: wyraźnie słyszała ten głos! A może jednak nie…? Był tak aksamitny, można by rzec wesoły, kojący… brzmiał jak wiatr, unoszący się i pędzący między drzewami. Nie był zbyt wyraźny, a jednak Hekate z łatwością zrozumiała każde słowo.
— K-kto to p-powiedział…? — zapytała niepewnie, wciąż rozglądając się dookoła. Jednak nie miała odwagi wstać, bowiem w głębi ducha obawiała się ujrzeć coś okropnego: może jakiegoś mordercę, psychopatę… Czasami było lepiej żyć w nieświadomości.
Okropnie bała się odpowiedzi, jednak jeszcze większym lękiem napawał ją fakt, że takowej w ogóle nie otrzymała: znowu jej jedynym towarzyszem zdawał się być tylko wiatr. Ale nawet w nim się coś zmieniło: wcześniej wiał delikatnie, cicho, teraz zaś był silniejszy i jeszcze chłodniejszy niż uprzednio. Hekate zadrżała, rozmasowując sobie ramiona: zarówno olbrzymi strach jak i coraz większy chłód przejął całe jej ciało, acz mimo to nawet nie drgnęła: trwała w miejscu, ani myśląc się ruszyć. Spojrzała w niebo, jednak niewiele zobaczyła: gęsta plątanina liści i gałęzi z łatwością zakryła niemal całe niebo. Na domiar złego zaczynał padać deszcz.
Kobieta jeszcze bardziej skuliła się w sobie, starając się nie myśleć o tym okropnym dniu, jednak szybko okazało się, że nie było to najprostsze zadanie. Również dziwny głos uznała za majaki spowodowane stresem. Jednak jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy na czarnym materiale swojej bluzki ujrzała białe drobinki. Uniosła głowę do góry, jednak bardzo ciężko było jej uwierzyć w to, co właśnie widziała: śnieg!    
Przez ten jeden wspaniały moment w Hekate zaiskrzyła nadzieja i szczęście. Niestety trwało to tylko chwilę, gdyż obserwując biały pyłek na jej bluzce okazało się, że płatki wcale nie topniały, zamiast tego trwały niezruszenie. Co więcej, wciąż go przebywało. Hekate popatrzyła w lewo i oniemiała: zaledwie dwa metry dalej ściółka była zielono-brązowa, czyli taka jak zawsze, bez śladu coraz intensywniej padających drobinek. To samo po prawej stronie, przed nią i za nią, zupełnie jakby maleńka chmura śniegowa wnosiła się tuż nad jej głową. Nie potrafiła zrozumieć tego zjawiska, dopóki nie dotknęła tajemniczego pyłku. I zamarła.
To nie był żaden śnieg, tylko ta sama substancja, która towarzyszyła każdemu wierszykowi, jaki otrzymała.
Nie mogąc się powstrzymać, z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Chciała uciekać, bronić się, atakować… Zupełnie nie wiedziała, co zrobić, co było słuszne, a co nie. Zrozpaczona podniosą się niezgrabnie, raz jeszcze rozglądając się dookoła. Nadal nie ujrzała ani jednej żywej duszy, jednak to nawet troszeczkę jej nie uspokoiło, wręcz przeciwnie.
— Kim jesteś?! I gdzie jesteś?! — wrzasnęła, łykając przy tym świeże łzy.
Może nie uwierzysz, zapewne nie uwierzysz, ale nie zrobię ci nic złego. A teraz usiądź na miejscu, to dobra pozycja. Nikt cię tu nie zauważy, a więc bądź spokojna. To, kim jestem, nie ma znaczenia. To ty jesteś główną postacią tego przedstawienia, ja tylko wprowadzam poprawki do scenariusza.
Znowu ten głos. Taki sam: spokojny, dźwięczny, miły dla ucha, wzbudzający zaufanie. Jednak któż wypowiadał te słowa? Hekate wciąż nie mogła się oprzeć wrażeniu, że był to po prostu wiatr, a nie żadna materialna istota. Ale jak to możliwe? To bzdury, majaki spowodowane przez stres i strach, a przynajmniej tak brzmi racjonalne wyjaśnienie. Tylko jakie było to prawdziwe?
Hekate przez moment zdała sobie sprawę, że nagle to ten głos był jej najpoważniejszym problemem, zostawiając w tyle te pozostałe, a przecież najważniejsze. Ta świadomość przyniosła jej niemal ulgę: znowu mogła chociaż spróbować zapomnieć o ostatnich wydarzeniach i zająć się czymś… innym. Pchnięta tymi spostrzeżeniami ostrożnie ruszyła naprzód czując, jak ciekawość wkrada się nieśmiało w jej serce. Nadal bezskutecznie rozglądała się dookoła, jednak nawet gdyby miała sokoli wzrok, nie wypatrzyłaby nikogo. Jednak jak to możliwe, skoro z całą pewnością słyszała ten głos?
— Nadal nie wiem, kim jesteś… — powiedziała cicho, nieśmiało. Nie oczekiwała, że otrzyma odpowiedź, jednak wprost nie mogła się powstrzymać i musiała się odezwać. Nasłuchując uważnie wraz z kolejnymi sekundami ciszy narastało w niej rozczarowanie i pewność, że po prosu zwariowała, a te głosy słyszała tylko i wyłącznie w jej głowie. Nie byłoby to nawet takie głupie wytłumaczenie, bowiem Hekate zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jak postąpić. Nie potrafiła już racjonalnie myśleć.
To nieistotne.
Hekate drgnęła podniecona. Wpatrywała się pustym spojrzeniem w przestrzeń, nasłuchując uważnie.
Choć przyrzekam, że pewnego dnia będziesz zmuszona poznać moją tożsamość. Wolałbym tego uniknąć, jednakże obawiam się, że to niemożliwe. Jest jednak jedna rzecz, którą musisz wiedzieć i niech na razie pozostanie to naszą świętością.
Kobieta wsłuchiwała się w delikatny, acz stanowczy głos, oczekując odpowiedzi.
— Co to takiego? — spytała pospiesznie.
Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie żyję.
Hekate przeraziła się nie na żarty, jednak tym razem powodem strachu było niezrozumienie. O cóż mogło mu chodzić? Jasnym było, że to jakaś metafora, ale co oznaczała? I dlaczego miała to być ich święta zasada? Ich zasada…
Nie obawiaj się. Musisz zachować tę rozmowę w tajemnicy, inaczej sprawy potoczą się jeszcze gorzej, niż jest to w planach. Maszyna ruszyła, lawina beznadziei już atakuje i nie zdołamy jej powstrzymać, ale możemy ją złagodzić i to znacznie. Muszę ci w tym pomóc, jednak ta rozmowa nie istniała, rozumiesz?
Hekate przytaknęła, jednak kiedy zorientowała się, że nie jest pewna, czy ten ktoś ją w ogóle widział, natychmiast odpowiedziała twierdząco. Sama nie wiedziała, co było tego przyczyną, faktem aliści było, że nie bała się już wcale, była bowiem pewna, że ktokolwiek to był, działał w słusznej sprawie. Nie wiedziała, w jakiej i czemu chciał pomóc akurat jej, jednak nie miała żadnych oporów, by mu zaufać.
Zresztą zapewne nikt i tak by ci nie uwierzył, dopowiedział wesoło. Kobiecie wydawało się nawet, że gdzieś w oddali usłyszała radosny, perlisty śmiech brzmiący jak miliony maleńkich dzwoneczków. Zdawał się być jednak cichszy, jak gdyby przebijał się przez gęstą mgłę.
A teraz posłuchaj. To, co za chwilę powiem, jest niezwykle ważne, bowiem zadecyduje o dalszym kawałku przyszłości, niestety nie tylko twojej. Jak już wcześniej powiedziałem, za późno na naprawienie szkód, trzeba wybrać mniejsze zło. Dlatego ostrzegę cię, Hekate: za chwilę ktoś cię tu znajdzie. Może to być jedna z tamtej czwórki, którą zostawiłaś w parku, a może odnajdzie cię ktoś zupełnie inny. Bez względu na to, kto to będzie, ty nie możesz się opierać. Rozumiesz? Nie możesz! Zaakceptujesz wszystkie następstwa, nie uciekniesz, nie zwątpisz. Bowiem właśnie tak będzie wyglądała twoja przyszłość, to właśnie ta osoba nakieruje cię na tory mniejszego zła. To ona wyznaczy twoje ścieżki i kolejne cele. Bez niej zapanuje chaos, a wtedy nawet ja nie będę w stanie ci pomóc, choć włożyłem wiele trudu w to, by dotrzeć do tego momentu. A więc nie zaprzepaść tego i pogódź się z tym wszystkim, co przyniesie ta osoba. Może przyjdzie ci to łatwo, a może wręcz przeciwnie. Jednak to nie będzie miało znaczenia. Rozumiesz? Czy zrozumiałaś, co powiedziałem? Powtórz.
— Pójdę z osobą, która mnie znajdzie, zapominając o wszystkim, łącznie z tą rozmową — odpowiedziała głosem drżącym z wrażenia.
Doskonale. Wierzę, że sobie poradzisz w miarę możliwości. Do zobaczenia za kilka lat. O tak, zdecydowanie do zobaczenia.
Hekate stała w osłupieniu, nie wiedząc, co powiedzieć, co myśleć. Czy to oby na pewno była rzeczywistość? Czy nie zemdlała z wyczerpania i nie śniła? Takie miała wrażenie: obraz przed jej oczyma był dziwnie rozmyty i jakby… płynny. Zupełnie jakby ktoś pociągał pędzlem po niewidzialnym płótnie, dokonując poprawek w obrazie przedstawiającym ponury, opustoszały las. Kobieta odwróciła się, rozejrzała ostrożnie, powoli, nie chcąc przegapić żadnego szczegółu. Nadal kręciło się jej w głowie, a serce waliło jak oszalałe. Ale już nie płakała: łzy zaschły na policzkach, niby wspomnienie cierpienia. Teraz jakoś nie potrafiła go odczuwać: nawet intensywnie rozmyślając o kłótni z Falem wydawało jej się, że zdarzenie to miało miejsce dobre kilka tygodnie temu, a w ich relacjach nie ma już po niej śladu. Tylko tajemniczy, cudownie brzmiący głos wciąż rozbrzmiewał w jej głowie, nie dając o sobie zapomnieć. Wciąż istniało podejrzenie, że to tylko wymysł jej chorej wyobraźni, ale coraz niklejszy, coraz mniej prawdopodobny. Nawet nie próbowała wyjaśnić tego, czego niedawno doświadczyła, po prostu pogodziła się z tym, że coś takiego miało miejsce. I  zaufała, była wręcz święcie przekonana, że kimkolwiek ten ktoś był, naprawdę chciał jej pomóc i wiedział, co zrobić. Poza tym twierdził, że niebawem ktoś ją tu znajdzie, jakby wywróżył to z…
Wywróżył!”, pomyślała podniecona.
— To ty stoisz za tymi wierszami, prawda?! Jestem tego pewna! Ty jesteś ich autorem! — wrzasnęła w pustą, ciemną przestrzeń. Niestety nie otrzymała odpowiedzi, jednak rozczarowanie było znacznie mniejsze: wystarczyła pewność, która rozgrzewała ją od środka. 
Głośny krzyk z całą pewnością nie pasował do kogoś, kto ukrywał się w lesie, toteż już po chwili usłyszała gdzieś w oddali czyjeś kroki. I znowu zaczęła się bać: istota miała rację, rzeczywiście ktoś ją za chwile znajdzie. I poprowadzi przez życie, kierując ku… mniejszemu złu. Któż to mógł być? Może Georg? Był jej przyjacielem, zawsze miała wrażenie, że rozumiał ją bez słów i wiedział, czego potrzebowała. Gdyby to on nadszedł, byłaby pewna, że to „mniejsze zło” rzeczywiście byłoby najmniejszym z możliwych. Czułaby się bezpiecznie. A może to Taya zmierzała w jej kierunku? Ona również miała swoje własne wizje przyszłości i pragnęła wciągnąć do nich również Hekate twierdząc, że tak będzie najlepiej. Czarnowłosa nigdy nie przekonała się, czy Taya mogła mieć rację, ale oto może nadchodziła taka szansa? A jeśli odnajdzie ją Nija lub Eryk? Może powinna wrócić z nimi do Polski, spróbować tam jeszcze raz poukładać sobie życie? Często się nad tym zastanawiała, ale nigdy nie uznawała tego za jakąś poważniejszą ewentualność. Aż do tego dnia.
Jednak… jednak co, jeśli to Attyla miał ją znaleźć? Jak wyglądałaby przyszłość u jego boku, jego wizja? Do niedawna była pewna, że dokonała najlepszego z możliwych wyborów, ale jeśli to aliści nie będzie on, Hekate przekona się, że była o krok od popełnienia największego błędu w życiu. Jednocześnie mogła to być jej szansa…
Już za chwilę, dosłownie za moment, wszystko miało się wyjaśnić.
— Hekate! — krzyknął ktoś w oddali. Wołanie przepełnione było strachem i nadzieją, czyli dokładnie tym samym, co kobieta czuła w momencie, kiedy je usłyszała.
Zadrżała. Teraz już wiedziała, była pewna. I, ku jej ogromnemu zdziwieniu, poczuła olbrzymią, jakże przyjemną ulgę: a więc to rozwiązanie było dla niej najodpowiedniejsze, co niezwykle ją cieszyło. Przez chwilę stała jeszcze w bezruchu, nasłuchując coraz głośniejszego nawoływania, aż w końcu wyszła z cienia wysokich krzewów, spoglądając wprost na jej Przyszłość.
I oto pojedyncze łzy znowu popłynęły, jednak nie czyniły żądnej krzywdy, jak ostatnim razem, wręcz przeciwnie. Zaś na twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech, tak dawno u niej niewidziany. Pełen był wdzięczności, radości, ulgi i największego szczęścia, o jakim ostatnimi czasy marzyła. Jakie to dziwne: oto jej mniejsze zło stawało się dla niej największym dobrem.

8 komentarzy:

  1. Ciekawy. Mroczny. Coś co lubię. Chcę więcej :)

    Wiem, że moje komentarze błagają o pomstę do nieba, ale cóż poradzisz. Wybacz.
    Dalej za krótki ;c
    Staram się.

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezuniu! Ale się działo! Ten 'głos' był... em... niespodziewany ;D Lubie takie klimaty, oj lubię ^.^ Domyślam się, że znalazł ją Fal. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo mimo kłótni i tego co mówił to nawet go lubię ;D W końcu może będzie wszystko ok... <3

    ze zniecierpliwieniem CZEKAM na kolejny odcinek.(mając nadzieję, że tym razem będę mogła od razu go pochłonąć)

    BuŹka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe opowiadanie i coś innego :)
    Lubie takie klimaty, a więc czekam na kolejny odcinek.
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulala, ale mi się podobało! I podobnie jak poprzednim razem - obudziłam się i przestałam przysypiać. Chyba będę czytać Twoje opowiadanie za każdym razem, gdy jestem senna, bo bardzo szybko mnie pobudza xD
    Ojej, ale ja lubię Georga! Wydaje się takim fajnym facetem i jest dobrym przyjacielem dla Hekate. Buźka mi się uśmiechała cały czas, gdy o nim czytałam i podoba mi się, że tak dba o Hekate. W ogóle wyszedł Ci świetny rozdział, a najlepsza jest końcówka tego, gdy Hekate uciekła do tego lasu. Szczerze mówiąc, podziwiam ją, że nie padła tam na zawał, gdy usłyszała ten głos i pocieszenie, że ten ktoś nie żyje. Lekka dramaturgia z dziwnym proszkiem i przerażeniem Hekate dobrze się wpasowała w klimat i bardzo jestem ciekawa, kto będzie prowadził Hekate w stronę mniejszego zła i co to, u licha, w ogóle oznacza!

    Jestem zachwycona i jednocześnie niezmiernie zdziwiona, bo złapałam sporo literówek, które zazwyczaj Ci się nie zdarzają. Chociażby: "strój" zamiast "stój", "przebywać" zamiast "przybywać"...

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, ale kto to w końcu był!? Tsa, to niby ja ostatnio skończyłam w nierozwikłanym momencie. A tutaj mamy mistrzynię niewyjaśnionych sytuacji i tajemnic xD Ten głos trochę mnie przeraża. Skoro ta osoba nie żyje, czyżby był to jakiś duch? :D Hm... Myślałam, że z każdym odcinkiem będę rozumieć więcej, a chyba jest przeciwnie xD Coraz więcej tajemniczości i mroku. Co nie zmienia faktu, że ciągle intrygujesz.
    Odcinek genialny, nie mogłoby być inaczej. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cytuję: "a więc jest nowy odcinek. I tak się zastanawiam, czy informować państwa o tym? Bo prócz kochanej Ka. Kamili nikt tego nie komentuje, a więc i pewnie nie czyta. A szkoda, bo ja naprawdę staram się jako tako komentować wasze blogi. Tak czy siak zapraszam i pozdrawiam, Methrylis."
    Sprawdziłam: pod ostatnim odcinkiem masz 6 komentarzy i wbrew pozorom nie wszystkie są to komentarze od Ka. Poza tym na moim blogu jest 15 odcinków. Ostatnio komentowałaś 10, a jeszcze wcześniej 2 odcinek. To tak w gwoli ścisłości.
    Przechodząc do odcinka: jest świetny! Ostatnio trochę powiewało nudą i zaczęłam się martwić, ale widzę, że tym odcinkiem wróciłaś do formy (jak widać w znakomitym stylu). Cieszy mnie to, że Hekate ma takich wspaniałych przyjaciół, chociaż przyznam, że kiedy doszłam do fragmentu, w którym ktoś woła Tayę to myślałam o Bill, a nie o Georgu. W końcu dowiedziałam się skąd się bierze ten tajemniczy proszek, który spędzał mi sen z powiek. Roiłam sobie w głowie wiele koncepcji, ale niestety nie trafiłam. Duch - zastanawia mnie, czy to jest jej przodek, czy może osoba, którą kiedyś znała? No i kolejna kwestia: kto ją znalazł?!
    Czytając ten odcinek przypomniałaś mi czasy, kiedy cały czas słuchałam na zmianę Closterkeller i Huntera. Dziękuję za to.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja Cię Schatz, jednak podziwiam. Ja nie mogę ogarnąć swojego czwartego rozdziału, a ty już z 28 wyjeżdżasz <3 No, także gratki ode mnie, Kochanie! ;3

    Kath

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, dobijcie mnie ludzie... pisałam ten komentarz na komórce i co? I się usunął! Dobra, jeszcze raz.
    A więc powtarzając się, streszczenie bardzo ułatwiło sprawę z nadrobieniem rozdziałów. Lecz już od kilku, bodajże 20 bądź 23 rozdziału czytam sama i jestem zachwycona twoim pisaniem, potrafisz bawić się uczuciami bohatera. A gdy czyta się twoją twórczość ma się wrażenie jakbyś pisała od tak na pstryk i wszystko gotowe, nie czuć tu wymuszenia, widać tylko fantastyczną sztukę. Historia jest świetna. Duch? hym, duch kogoś kto jest z nią spokrewniony, tzn, był? nie wiem, dużo niewiadomych, i to jest najlepsze. Twórz dalej, czekam na nowy rozdział z niecierpliwością :D
    Pozdrawiam, Caroline

    OdpowiedzUsuń